piątek, 23 września 2016

od Virága - CD Penki

- Jakże bym śmiał. - Wampir zaśmiał się, przysuwając się odrobinę do Bułgarki w ten niby niespieszny, ale jednak podejrzanie dynamiczny sposób, w jaki zwykle człowiek sięga po coś bardzo słodkiego i kalorycznego, na co oficjalnie wcale nie miał początkowo ochoty i dał się namówić jedynie przez grzeczność. - Nie ruszaj się, proszę.
Nachylił się nad nią, uważając, by zanadto nie naruszyć jej przestrzeni osobistej - bądź co bądź już i tak wbijał kły w miejsce tuż nad wgłębieniem między jej obojczykiem a szyją, a to mogłoby z pewnością zostać przez niektórych uznane za sporą przesadę. Zwłaszcza że tak naprawdę to wcale nie musiała być szyja - no ale cóż, dzięki zbawiennemu wpływowi popkultury większość i tak uważała, że wręcz przeciwnie. A Virág w sumie nie miał nic przeciwko.
Mimo wszystko nie wypił zbyt wiele. Po części dlatego, że pragnienie nie dokuczało mu jakoś szczególnie bardzo - prawdopodobnie z powodu tego, że poprzedniego wieczora miał możliwość zaspokojenia się do tego stopnia, że przez przerażająco długie dwie godziny był święcie przekonany, że już nigdy więcej nie tknie krwi, bo właśnie wypił dość, by starczyło mu jej do końca długowiecznej egzystencji (znaczy się o ile wcześniej nie pęknie jak przedmuchany balon) - a po części przez fakt, że krew Penki delikatnie mówiąc nie była szczytem marzeń wampira.
Nie była zła, ależ skąd, ale jednak jak na rezerwę krwi zdecydowanie nie najlepsza. Szczerze mówiąc, gdyby jakiś pobratymiec - lub właściwie ktokolwiek - spytał kiedyś Virága, dlaczego na to stanowisko wybrał sobie akurat Penkę, wampir miałby poważne problemy z udzieleniem satysfakcjonującej go odpowiedzi. Prawdopodobnie musiałby ostatecznie popsuć dobre imię swojego gustu, decydując się na najbanalniejsze z możliwych wytłumaczeń, bo przecież nie przyznałby nikomu otwarcie, że jej obecność w domu zwyczajnie sprawia mu przyjemność.
O nie nie, przecież wcale nie sprawia.
Ani trochę. To tylko jego dziwne kubki smakowe.
- Dziękuję. To naprawdę miło, że się podzieliłaś. - Zápolya ponownie rozparł się wygodnie na kanapie i westchnął z zadowoleniem, przymykając rubinowe oczy. Mimo wszystko może ten dzień nie będzie aż tak okropny, jak początkowo sądził?
- Ciekawe z was stworzenia, wiesz? - zagadnął po chwili, spoglądając na nią spod przymrużonych powiek. - Zawsze fascynuje mnie fakt, że tak dobrowolnie pozwalacie się kąsać, chociaż każde normalne stworzenie raczej wolałoby temu zapobiec. Nie jesteście przywiązani do swojego ciała?

<Tak, Komar zdecydowanie do niego pasuje. :")>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz