sobota, 17 września 2016

od Penki - CD Virága

Penka nigdy sama do końca nie zdecydowała się, czemu tak naprawdę postanowiła zamieszkać z krwiopijcą, żerującym na niej, ale w zamian zapewniającym dach nad głową. Duży wpływ miał na to fakt, że w tamtym ciężkim okresie przejściowym nie miała grosza przy duszy - ani tym bardziej miejsca, w którym mogłaby bezpiecznie spędzać noce, nie obawiając się o własne życie, zdrowie i przybytek - ale teraz, zalegając na kanapie w ciepłym, słonecznym salonie, z telewizorem dudniącym tandetną muzyką z typowo amerykańskiego show modowego dla tępych tlenionych panien, wcale nie uważała, by nie miała wtedy szansy dać sobie rady samemu. Zawsze przecież uważała się za samodzielną, silną osobę, niby czemu miałaby sobie z czymkolwiek nie poradzić?
Wiedziała świetnie czemu - tak było po prostu łatwiej. Bądź co bądź oddawanie wampirowi części własnej krwi nie było specjalnie wygórowaną ceną za wygodne, dostatnie życie w starej willi na obrzeżach miasta. Wiedziała też jednak świetnie, że za Chińskiego boga przed nikim nigdy by się do tego nie przyznała.
Otwarcie pokazywała za to swoje niezadowolenia za każdym razem, gdy jednak siłą rzeczy musiała wywiązać się ze swojej części tej specyficznej (żeby nie powiedzieć dziwnej) umowy. Była tu koszykiem piknikowym, a takowe z natury mają to do siebie, że raz na jakiś czas coś się z nich wyciąga.
Mimo wszystko, żeby tradycji narzekania stało się zadość, posłała Virágowi spojrzenie niemalże mordercze.
- Schowaj uśmiech firmowy numer pięć, na nikogo nie działa - burknęła, powstrzymując nagłą chęć wbicia mu pięty w udo. - Nic nie dostaniesz, nawet o tym nie myśl. Nie po urządzeniu mi tak wczesnej pobudki.
Bardzo starała się skupić na tej resztce Top Model, która jeszcze została jej do obejrzenia, ale telewizja postanowiła wybrać sobie akurat ten konkretny moment na zdradę i jedyne, co zostało Pence, to bardzo nieciekawe napisy końcowe i wciąż nieblaknący uśmiech wampira. Wizja kopnięcia go zaczynała być coraz bardziej kusząca.
Westchnęła ciężko, kiedy po dłuższej chwili wcale nie wyglądało na to, żeby Virág zamierzał dać jej święty spokój; znała go już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że raczej tego nie zrobi. Najwyraźniej u podstaw bytu każdego wampira leżała cholerna przebiegłość i zdolność grania na ludzkich uczuciach - i to zaskakująco skutecznie, o ile tylko w grę wchodziła możliwość napicia się czyjejś krwi.
- Niech ci będzie - Bułgarka była cholernie pewna, że to nie ona mówi, a jej zdecydowanie zbyt miękkie serce, znów podsuwające jej obraz poranionych palców Virága, zupełnie na przekór logice krzyczącej głośno i wyraźnie, że prawdopodobnie po ranach nie ma już nawet śladu. Podciągnęła się nawet do pozycji siedzącej, jedną nogę podwijając pod siebie, i usłużnie odchyliła głowę. - Tylko nie uświń mi piżamy, krew strasznie trudno sprać.

<Ejej, ale skoro Pchła jest Pchłą, to może Virág powinien być Komarem? :'D >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz