sobota, 24 września 2016

od Abrana - CD Sophie

Był to jeden z tych długich, nieco zbyt jak na wampirze standardy słonecznych dni, które Abran miał spędzić w większości na obowiązkowych obchodach pacjentów już przyjętych i badaniu tych, którzy przyjęci być dopiero mieli. Od rana zdążył przyjąć już dwa przypadki złamanych dziecięcych kończyn, jedną paskudną grypę i coś, co wyglądało jak początki zapalenia płuc (i było bardzo podejrzane, biorąc pod uwagę fakt, że od co najmniej dwóch tygodni temperatura ani razu nie spadła poniżej osiemnastu stopni w skali Celsjusza). A popołudnie zapowiadało się jeszcze ciekawiej.
Zbliżała się właśnie pora lunchu, kiedy mężczyzna opuścił swój niewielki, niemalże sterylnie czysty gabinet, zamykając za sobą drzwi tak cicho, jakby obawiał się, że byle głośniejsze trzaśnięcie mogłoby sprowadzić na niego katastrofalne w skutkach nieszczęście - lub gorzej, gniew przełożonego - i jak gdyby nigdy nic ruszył na obchód.
Nie był w mieszkaniu od ponad czterdziestu ośmiu godzin i zaczynał już powoli odczuwać skutki nocowania na kozetce w gabinecie dwie noce z rzędu, jednak szybko odsunął od siebie myśli o zmęczeniu, przywołując na twarz tak wszystkim dobrze znany uśmiech. Wieczorem zajrzy do Stephanie, jednej ze swoich żywicielek, i nazajutrz będzie jak nowo narodzony.
Jedną z jego pacjentek, przyjętych wieczorem poprzedniego dnia, była siedemnastolatka ze skręconą kostką, odeskortowana do szpitala przez koleżankę, która z samego rana pojawiła się ponownie, by dotrzymać poszkodowanej towarzystwa. Abran przejrzał szybko kartę chorej, po czym obdarzył ją ciepłym uśmiechem kogoś, kto ma do przekazania same świetne nowiny.
- Dobre wieści, Sophie - oznajmił pogodnie. - Wygląda na to, że to nic poważnego, i już niedługo będziesz mogła wrócić do domu. Muszę cię jednak zabrać na jeszcze jedno prześwietlenie, żeby mieć pewność. Potem będziesz mogła zadzwonić do taty i powiedzieć, kiedy wracasz do domu. Powinien o tym wiedzieć.

<Tadaaam. Sophie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz