poniedziałek, 14 listopada 2016

od Wincentego - CD Sebastiana

Bycie antykwariuszem naprawdę nie należy do zajęć dostarczających szczególnie dużo emocji. Polowanie na rzadkie przedmioty jest ekscytujące, owszem, podobnie zresztą jak znajdowanie kupców i dobijanie targu, o uzupełnianiu własnej kolekcji już nie wspominając. 
Jednak nawet Gauthier musiał przyznać, że samo prowadzenie antykwariatu nie dostarcza zbyt wielu atrakcji; prócz kwitnięcia za ladą w oczekiwaniu na poważnych klientów i papierkowej roboty w standardowych dla niewielkich działalności ilościach, oferuje jedynie ścieranie zakurzonych półek i układanie ekspozycji, od święta dorzucając jeszcze wizyty ludzi proszących o pomoc w wycenie znalezionych przypadkiem na strychu wśród starych zdjęć rupieci po poprzednich lokatorach. 
Mimo wszystko Wincenty uwielbiał tę monotonię niemal tak bardzo, jak głęboką ciszę panującą w antykwariacie. Odprężała go i uspokajała swoją trwałością, obietnicą, że jutro będzie dokładnie takie same, jak dzień dzisiejszy - o ile nie zechce czegoś z tym zrobić. 
Nie mógł w pełni zapanować nad samym sobą, ale mógł przynajmniej łudzić się, że ma kontrolę nad swoją przyszłością. To jest już coś, prawda?
Wincenty kończył właśnie odświeżać zawartość jednej z przeszklonych, wiekowych gablotek przeznaczonych na cenniejsze i, rzecz jasna, delikatniejsze przedmioty, znajdujących się w głębi przypominającego mały labirynt sklepu, gdy cichy dźwięk dzwonka i stłumione skrzypnięcie starych, nadających się do wymiany zawiasów oznajmiły czyjeś przybycie. 
Ghul zastygł w bezruchu i przez moment nasłuchiwał uważnie, wciąż dzierżąc w ręce gotową do działania seledynową szmatkę z bawełny, którą miał zamiar właśnie potraktować malutką pozłacaną pozytywkę, a potem spokojnie wrócił do poprzedniej czynności.
Z ogromnym - i dosyć dziwnym nawet dla niego samego - zadowoleniem przyjął fakt, że zamiast kolejnego krótkiego powitania, jakimi zwykle zaszczycali go stali klienci, czy też cichego, niepewnego "dzień dobry" kogoś, kto przyszedł tylko pooglądać z nudów stare rupiecie, bo akurat nie miał co ze sobą zrobić, usłyszał głos Dorana.
Cóż, chyba nudziło mu się bardziej, niż sądził.
- Nawet nie wiesz co tracisz - stwierdził, ponownie odsuwając pozytywkę na sam tył, gdy Sebastian wyłonił się spomiędzy regałów. Następnie cofnął się i przyjrzał swojej kompozycji krytycznym wzrokiem. - Myślisz, że z przodu prezentowała się lepiej?

<Oficjalnie nie znoszę tego początku. I faktu, że zajął mi dwa razy więcej czasu niż reszta posta. :')>

piątek, 11 listopada 2016

od Ӧykü - CD Roy'a

Nie wiedziałam się w co się lub kogo przebrać. Podobny problem miał chłopak, ale jemu powinno być łatwiej ze względu na to, że był powiązany ze sztuką. Miał łatwiej.
- Jak coś wymyślisz to powiedz mi i pokaż projekt, a ja zrobię dla ciebie ten strój - uśmiechnęłam się, a on spojrzał na mnie.
- Potrafisz szyć?
- Tak. Jakby nie było to osoby ze szkoły będą nosić kostiumy, które sama uszyłam. Oczywiście musiałam mieć tylko szkic. Jedynie dodałam od siebie jakiś drobny element - spojrzałam się na niego, a on nie mógł uwierzyć. Spojrzałam się na zegar, była jeszcze wczesna godzina. - Zróbmy tak, że ty skupisz się na projektowaniu, a jak będziesz czegoś potrzebował to mnie tylko zawołasz, co ty na to? Oczywiście nie zmuszam, ale jestem ciekawa co wymyślisz. - uśmiechnęłam się ciepło.

Roy??? (Pustka i to ogromna...)

czwartek, 10 listopada 2016

od Vivian - CD Wincentego

- No dobra, powiedzmy, że ci wierzę - uśmiechnęła się lekko - Pewnie masz dużo większe doświadczenie w sprawach uczuciowych niż ja.
Nieco jej ulżyło. Nie spodziewała się, że Wincenty przyjmie tą informacje z taką łatwością. Zazwyczaj dziewczyny jej pokroju były wyszydzane i traktowane niepoważnie, ale przecież on praktycznie jej nie znał. Nie mógł przewidzieć co zrobi, więc uznała, że powiedział to przynajmniej po części dlatego, żeby jej nie zranić. Takie wytłumaczenie było całkiem niezłe.
- Chodźmy do parku - zarządziła Vivian, ciagnąć psa za smycz aby zmienił kierunek - Tam będę mogła go puścić bez obaw, że kogoś zabije.
Wincenty skinął w odpowiedzi głową. Szli w ciszy, przerywanej jedynie szelestami, które wydawał przedzierający się przez najgorsze zarośla Ash. Jego właścicielka cicho westchnęła. Czuła się naprawdę dobrze, pierwszy raz od dłuższego czasu. Zazwyczaj przemierzała ten park samotnie, wzdrygając się przez każdy szelest. A teraz był z nią Wincenty i chociaż praktycznie w ogóle się nie znali to czuła, że może mu zaufać. Nie była naiwna. Po prostu zatęskniła za takimi normalnymi, ludzkimi kontaktami, które nie były jedynie romansem lub czystym biznesem.
- Nie masz pojęcia, jak fajnie jest wreszcie do kogoś otworzyć pysk bez powodu - powiedziała cicho - Nie bojąc się, że cię zwyzywa, wkurwi albo będzie chciał przelecieć.

<Wincenty?>

środa, 9 listopada 2016

od Roy'a - CD Ӧykü

- Roy coś nie tak? - usłyszałem zmartwiony głos Ӧykü.
- Nie nic mi nie jest. - powiedziałem lekko zadumany.
- Na pewno?
- Tak na 100% . Ӧykü?
- Tak?
- Tak w ogóle to kiedy jest organizowana ta impreza? - powiedziałem nabierając łyk kawy.
- Jutro wieczorem. - (wybacz wiem może ci to nie pasować ).
- Masz już jakiś strój? - spytałem.
- Nie wiem jaki jeszcze konkretnie... - dziewczyna zamyśliła się.
- Ja mam w głowie pustkę... - powiedziałem łapiąc się za głowę w teatralny sposób.
- Może użyłbyś swoich umiejętności artystycznych i spróbował zrobić jakąś charakteryzację? - na twarz Ӧykü wkradł się uśmiech.
- Warto spróbować. - powiedziałem zamyślony.

Ӧykü? (A w głowie - pustka.)

poniedziałek, 7 listopada 2016

od Ӧykü - CD Roy'a

Pytałam się od czasu do czasu Roy'a co gdzie się znajduje, aby nie przeszukiwać każdej szafki po kolei. Zrobiłam naleśniki, a chłopak jak tylko zobaczył, że jest jeszcze pudełko truskawkowych lodów, od razu wpadł, aby zrobić "zimne" śniadanie. Kawa czemu by nie, ale jak tylko wyjął potrzebne składniki to nie wiedział jak ją zrobić.
- Kurczaki... Zapomniałem jak sie robiło mrożoną kawę... Pomożesz? - słysząc jego słowa, od razu do niego podeszłam.
- No to zobaczmy... - przyjrzałam się dokładniej składnikom. - Nakryj do stołu, a ja się tym zajmę - chłopak zgodził się, a ja wzięłam się do pracy. Zrobiłam kawę coś na wzór late z tym, że były lody no i bez ozdoby na wierzchu by się nie obeszło. Na wierzchu kawy Roy'a zrobiłam wzór księżyca i sowy, a na swojej kwiata. Wzięła ostrożnie kubki z kawą do ręki i poszłam do jadalni. Roy wszystko ładnie przygotował, a ja podałam mu kubek z jego kawą.
- Nie wiem czy będzie dobra, bo nie potrafię jeszcze zrobić tak dobrej jak szef w kawiarence, ale mam nadzieję, że ci posmakuje - uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na niego.
- Czy coś jest nie tak?

Roy???

od Wincentego - CD Vivian

- Rozumiem - powiedział ghul z namysłem, dyskretnie zerkając przez ramię na pijanych mężczyzn, którzy powoli zostawali w tyle. Żałował nieco, że sytuacja nie miała szansy rozwinąć się jakoś bardziej, tylko została zduszona w zarodku przez przezorność dziewczyny.  Nie, żeby źle komuś życzył, czy też koniecznie chciał rozlewu krwi. Po prostu był ciekawy.
V spojrzała na niego dziwnie, Wincenty miał wrażenie, że stara się wyczytać z jego twarzy, jak zaczął ją postrzegać po tym, co usłyszał na jej temat od jej znajomych. Zastanawiał się, co powinien powiedzieć, bo na pewno powinien. Chyba. No ale co?
No cóż, jak się zastanowić, to musiał przyznać, że nieco zdziwiła go ta opinia. A raczej zachwiała zdaniem, które zdążył sobie podświadomie wyrobić na temat swojej nowej znajomej. Nie był wprawdzie dokładnie pewien, jak widział ją wcześniej, ale zdecydowanie inaczej. 
Tak, inaczej. To było świetne określenie.
W każdym razie zastanawiał, co miałby powiedzieć, żeby dziewczyna nie pomyślała sobie, że on sobie o niej coś pomyślał. Z pewnym zdziwieniem stwierdził, że coś ich jednak łączy - nawet jeśli to była jedynie pewna lekkość obyczajów, która mogłaby go połączyć równie dobrze  z przynajmniej 80% obywateli Chicago - i że świadomość tego faktu nawet w pewien sposób sprawiła mu przyjemność, nie chciał więc, by wszystko zakończyło się tutaj jedynie przez drobne nieporozumienie. 
Bo w gruncie rzeczy rozumiał Vivian doskonale; może z nieco innych, znacznie mniej zależnych od niego przyczyn, ale on także wolał poprzestawać na jednorazowych "przygodach", które nie wymagały zaangażowania emocjonalnego, na które zwyczajnie nie było go stać.
- Mam wrażenie, że twój przyjaciel był zazdrosny - Gauthier odezwał się w końcu z zastanowieniem w głosie. Miał nadzieję, że poprawi jej humor tym stwierdzeniem, a przynajmniej nie pogorszy sytuacji. 
- Tak sądzisz? - Vivian spojrzała na niego i uniosła lekko brwi. Nie wydawała się przekonana, nie żeby Wincenty jakoś szczególnie znał się na ludzkich wyrazach twarzy.
- Zdecydowanie - odparł z przekonaniem godnym naukowca. Uśmiechnął się lekko. - Zaufaj mi, znam się na tym.

<V? ^^>

od Roy'a - CD Ӧykü

Nawet nie zdąrzyłem powiedzieć jej 'OK' . Ruszyłem w stronę kuchni. Plecy mnie już nie bolały tak mocno, jednak jeżeli pomyślę co mnie czeka... Oh bosz...
- Roy, gdzie trzymacie patelnie? - usłyszałem pytanie.
- W szafce pod zlewem. - odpowiedziałem i ruszyłem w stronę lodówki. Ceasar po drodze, oczywiście puścił się i przysiadł na oparciu bujanego fotela babci, który znajdował się w salonie przy wejściu do kuchni.
Odłorzyłem lodówkę i zacząłem szukać polędwicy. Chwyciłem opakowanie z porzywieniem dla ptaka i sięgając po drodze do szuflady ze sztućcami sięgnąłem nóż. Minąłem Ӧykü i chwyciłem deskę do krojenia.
Ukradkiem spojrzałem na patelnię. Naleśniki?
- Och, z jakimi chcesz dodatkami? - Ӧykü zadała mi pytanie. Uśmiechnęła się w moją stronę.
- W zamrażarce jest trochę mrożonych owoców, a w lodówce jest jeszcze dużo dżemów. No, jeszcze mam syrop klonowy i bitą śmietanę na stanie. Wybór należy do ciebie. - odrzekłem i skierowałem się do stołu w salonie.
Sprawnie i szybko pokroiłem mięso na drobne kawałki, po czym skierowałem się w stronę gotującej jeszcze Ӧykü.
- Za chwilę śniadanie będzie gotowe... możesz wyjąć dżem? - powiedziała kończąc robić ostatniego naleśnika.
- Że też dopiero teraz mi się to wspomniało... - powiedziałem podchodząc do zamrażarki w lodówce.
- Co ci się przypomniało? - spytała zaciekawiona.
- Mam jeszcze lody... - wyjąłem truskawkowe lody. Skorzystałem z okazji i wyjąłem bitą śmietanę.
- To może dzisiaj będzie takie 'zimne' śniadanie? Pijesz kawę? - zapytałem wyciągając mleko i kawę.
- No..
- Kurczaki... Zapomniałem jak sie robiło mrożoną kawę... Pomożesz?





Ӧykü?????

niedziela, 6 listopada 2016

od Ӧykü - CD Roy'a

Teraz to ja wiedziałam dlaczego sowa Roy'a nie chciała złapać myszy. Skoro ta mysz była chłopaka babci, a on by ją złapał to na pewno by się naraził na karę i to dość surowa. Roy zawołał Ceasar'a do siebie jednak on wolał zostać u mnie. Sowa posłuchała się chłopaka wtedy gdy ten wypowiedział słowa w języku szwedzkim. Pupilowi Roy'a spodobało się głaskanie. Według chłopaka to Ceasar mnie polubił. Założyłam ochronną rękawice, a on przyleciał do mnie. Słodziak z niego był. Niestety nie tyczyło się to tej myszy. Mysz na spokojnie weszła na ręce chłopaka, a ja odpaliłam się o kilka kroków.
- Sowa to jedno, ale mysz to dla mnie za dużo. Nie potrafię jej pogłaskać - powiedziałam gdy tylko Roy spojrzał się na mnie z myszką w ręku.
- Ona ci nic nie zrobi, ale nie będę ciebie zmuszał - odetchnęłam z ulgą, gdy wypowiedział te słowa.
- Może kiedyś przełamie lody i ja pogłaszczę - chłopak schował mysz do jej domu, a ja spojrzałam się na sowę po czym na chłopaka. - Wiesz nie tylko on jest głodny, ale też i ty jesteś głodny. Więc zróbmy tak, że ty nakarmisz Ceasar'a, a ja zrobię coś nam do jedzenia - uśmiechnęłam się, a sowa pokiwała głowa, że się zgadza. Ceasar podleciał do Roy'a, a ja zmierzyłam w kierunku kuchni.

<Roy???>

piątek, 4 listopada 2016

od Roy'a - CD Ӧykü

- Och, wybacz to mysz mojej babci, widocznie musiała uciec... Poczekaj chwilkę wezmę tylko rękawiczki ochronne... - powiedziałem po czym ruszyłem chwiejnym krokiem w stronę mojego pokoju. Rękawiczka leżała akurat na podłodze. Usiadłem po turecku i sięgnąłem po ochraniacz.
- Caesar, wracaj. - powiedziałem wystawiając rękę z ochraniaczem. Sowa jednak tylko skrzekła nie ruszając się z ramienia Ӧykü. - Caesar, a 'tighinn air ais. - powiedziałem tym razem po szkocku. Ceasar posłusznie podleciał o chwycił się mojego przedramienia.
Delikatnie wstałem i spojrzałem w kierunku Ӧykü.
- Polubił cię. - powiedziałem z uśmiechem. Dziewczyna wyglądała na lekko zaskoczoną. - nigdy wcześniej nie chciał podchodzić tak blisko obcej osoby. - podszedłem do Ӧykü, po drodze mijając Daisy, mysz babci. - Chcesz go pogłaskać?
- Ceasar'a? Jasne. - odpowiedziała i zaczęła gładzić ptaka po głowie. Ceasar zamknął oczy i rozłorzył skrzydła.
- Podoba mu się. - zaśmiałem się lekko. Spojrzałem na myszkę. - Potrzymiesz go na chwilkę? - powiedziałem po chwili.
- Tylko wiesz...
- Nie zrani cię. Mam drugą taką rekawiczkę. - powiedziałem podchodząc do szafki obok biurka. Otwarłem drzwiczki i wyciągnąłem przedmiot. Rzuciłem ochraniacz w stronę Ӧykü. Dziewczyna sprawnie ją chwyciła i z lekką niepewnością załorzyła ochraniacz.
- Leć. - powiedziałem do ptaka, który szybko wykonał polecenie. Już po chwili na przedramieniu dziewczyny siedzaił ptak.
Uśmiechnąłem się lekko i przykucnąłem.
- No Daisy, chodź. - zawołałem mysz.


Ӧykü??

od Ӧykü - CD Roy'a

Niby ból mu mijał jednak zamiast mijać to mu tylko się pogorszyło. Głupia ja. Oczywiście jak usłyszałam skrzela sowy Roy'a przypomniało mi się, że nie dostała jedzenia. Oczywiście poszłam na górę do jego pokoju i zrobiłam to o co poprosił, jednak był mały problem. Sowa zamiast polecieć to siadła mi na głowie, a ja na widok małego gryzonia zaczęłam krzyczeć. Co do myszy to jeszcze się do nich nie przyzwyczaiłam i raczej nie miałam takiego zamiaru.
- Ӧykü! Wszystko w porządku? - usłyszałam krzyk chłopaka.
- Tak w porządku, ale będziesz musiał sobie przez chwilę poradzić sam bo ja nie dam rady zejść na dół - powiedziałam nie wiedząc co zrobić. Sowa nie miała zamiaru polować na gryzonia co mnie zaskoczyło. Wreszcie sowy jedzą gryzonie, polują na nie. Natomiast ta sowa usiadła sobie na mojej głowie i zmieniła tylko miejsce z głowy na moje ramię.
- Co się stało tam na górze? - spytał chłopak jak już wysłałam sir jakoś z tego pokoju.
- Nigdy więcej nie wejdę do tamtego pokoju - powiedziałam wciąż lekko przestraszona.
- Dlaczego? - spojrzałam się na niego zmęczona. Jakby nie wiedział.
- Bałagan jaki tam panuje to nic strasznego w porównaniu z gryzoniem jakim tam mieszka. Co jak co, ale do gryzoni się jeszcze nie przywiązałam - na samą myśl przechodziły mnie dreszcze. - W dodatku czuję się jakby twoja sowa nie miała zamiaru się odczepić ode mnie - wskazałam na ptaka.

<Roy???>

środa, 2 listopada 2016

od Roy'a - CD Ӧykü

Obudziłem się wczesnym rankem. Czyłem ciężar na swoim ramieniu. Spojrzałem w tamtą stronę. Ӧykü na nim leżała. Nie chciałem jej budzić więc nie ruszyłem się.
Po pewnej chwili Ӧykü otwarła oczy. Gdy zobaczyła na czym właśnie się obudziła, wstała jak poparzona.
- Jak się spało? - powiedziałem wstając powoli, plecy jednak nie pozwalały mi wykonać tej czynności.
- Roy, co z twoimi plecami? - powiedziała nie zwracając uwagi na moje pytanie.
- Cóż, ból powoli mija - odparłem lekko zaskoczony.
Po chwili usłyszałem skrzek sowy, dobiegającego z mojego pokoju. No tak. Zapomniałem go przecież wczoraj nakarmić. Biedne ptaszysko.
- Ӧykü mam proźbę... Mogłabyś pójść do góry i otworzyć drzwi najszerzej jak się da? - popatrzyłem w stronę schodów.
- Jasne... - powiedziała lekko zdezorientowana i ruszyła w stronę mojego pokoju.
Po około minucie usłyszałek przerażony krzyk Ӧykü, oraz skrzek Ceasar'a.
- Ӧykü! Wszystko w porządku? - krzyknąłem.


Ӧykü?? (Sry że takie krótkie ;-; )

wtorek, 1 listopada 2016

od Ӧykü - CD Roy'a

Roy się zgodził iść ze mna, a ja jak małe dziecko na widok lizaka ucieszyłam się, a wyraziłam to poprzez ogromny uśmiech na twarzy. Nasza piękna chwilę szczęścia popsuł deszcz. Nie mieliśmy parasola, a do okoła nie było gdzie się schronić. Roy chwycił mnie za rękę i pobiegliśmy do jego domu. Babci Roy'a nie było. Nie wiem co prawda gdzie, była, ale może i to lepiej. Bynajmniej by się nie zaczęła o mnie wszystkiego wypytywać, a zwłaszcza o rodziców. Nienawidziłam tematu na temat moich rodziców. Jak na złość wywaliło korki i musieliśmy skorzystać ze świec i latarek. Roy zszedł na dół, jednak jak tylko szedł po schodach połknął się i zleciał na ziemię. Niby nic mu nie było, a jednak bolały go plecy. Poszłam we wskazane miejsce przez Roy'a po apteczke, po czym przyszłam z powrotem. Chłopak zdjął koszulkę, a ja posmarowałam mu obolałe miejsce.
- Roy to nie wygląda za dobrze. Czy na pewno nic ci nie jest? - spojrzałam na niego. A widząc po jego minie to nie chciał, abym się o niego nie martwiła. - To co teraz będziemy robić? - spojrzałam się na niego, a on akurat założył swoją koszulkę.
- Nie wiem - odparł, rozejrzałam się do okoła. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Widząc jabłka wzięłam nóż i kilka jabłek w rękę. Usiadłam obok Roy'a, a on spojrzał się na mnie pytająco. Wzięłam jedno jabłko do ręki, przekroiłam na pół i z jednej czwartej jabłka zrobiłam króliczka.
- Proszę - podałam jabłko chłopakowi i włożyłam do ust. - Może zapomnisz trochę o bólu - uśmiechnęła się lekko. Po zjedzeniu kilku jabłek zaczęliśmy żartować. Nawet nie zorientowaliśmy się która jest już godzina. Po żartach nadeszła chwila ciszy przez którą każdemu z nas zachciało się spać. Nie wiem kiedy zasnęłam, ale rano jak się obudziłam leżałam na ramieniu chłopaka. Oderwałam głowę od jego ramienia i usiadłam. Jego plecy na pewno bolały, a ja w dodatku leżałam na nim przez prawie cała noc.

Roy???

od Thomasa - CD Marka

Kobieta była na prawdę upierdliwa. Ciągle zmieniała pozy, narzekała na konia, a nawet na mnie. Nic jej nie pasowało, ani moje propozycje, a swoimi szybko się nudziła. Z trudem udało mi się cyknąć jej parę fotek, którymi na szczęście była zachwycona. Miałem ochotę rzucić się na nią i ją udusić, ale nie miał bym z tego zysku. Wręcz przeciwnie. W sumie to i tak dzisiaj się przemieniam, więc będę mógł się odstresować niszcząc wszystko. Bo zapewne tak będzie, nigdy nie potrafiłem kontrolować wilczej natury i raczej się nie nauczę. Zostaje mi tylko czekać na koniec i modlić się, aby następny raz nie był gorszy. Jedyny plus tego, że zostałem kiedyś ugryziony jest to, że nie odczuwałem żadnego bólu przed przemianą. Jedynie po, gdy coś sobie zrobiłem.
Po skończonej sesji poszedłem do parku. Od razu przebrałem się w niepotrzebne ciuchy, ponieważ podczas przemiany wszystko mi się rwie i nie nadaje się do użytku. Tak będzie też i teraz, tak więc nie miałem wyboru.
Krok za krokiem. Jeden, piąty, dziesiąty. I nagle z tyłu. Krok za krokiem.
- Widzimy się ponownie - usłyszałam za sobą głos. Gdy się odwróciłem, zobaczyłam dwójkę ludzi. Kobietę i mężczyznę, zapewne młodszych ode mnie, bo nie wszyscy ludzie mogą przezywać wieki. Najpierw spojrzałem na dziewczyną, tą samą ślepą młodą panienkę, bardzo miłą, na która przypadkiem wpadłem na ulicy. Następnie wzrok skierowałem na jej towarzysza. To był ten sam zielonowłosy chłopak z lekkim zarostem na twarzy, który mnie "zaatakował" przez ten wypadek. Ale w tej chwili jego głos był bardzo spokojny, jakby to był zupełnie inny człowiek.
- Um... Cześć - nie zbyt wiedziałem co mogłem powiedzieć, a to blo zbyt proste. Na twarzy kobiety pojawił się mały uśmiech.
- Nie miałem czasu się wtedy przedstawić - wyciągnął w moim kierunku dłoń. - Jestem Mark - przedstawił się. Przez sekundę patrzyłem zdezorientowany na jego dłoń, aż w końcu ją uścisnąłem mówiąc "Thomas". Dziewczyna przedstawiła mi się jako "Elise". Bardzo ładne imię.
- Ej, jeszcze raz bardzo przepraszam za wpadnięcie na... - nie zbyt wiedziałem czego mogli ode mnie chcieć, a tylko to mi przyszło do głowy. Jakoś nie chciałem mieć dodatkowych problemów, także ponownie zacząłem się tłumaczyć i przepraszać. Chociaż w rzeczywistości nie było za co, ale tylko to mi pozostało. A do tego ten zapach... Oni obydwoje mieli taką jakąś znajomą woń...

<Mark? Wybacz>