sobota, 3 września 2016

od Penki - CD Virága

Penka bardzo nie lubiła wstawać o wczesnych godzinach porannych - za które uznawała wszystko, co miało czelność znaleźć się na zegarze na lewo i w dół od cyferki 10 - i każdy, kto znał ją dłużej niż miesiąc, prawdopodobnie zdążył już się o tym fakcie boleśnie przekonać. Jeśli jakimś cudem nie zdążył, mógł uznawać się za ogromnego szczęściarza, któremu udało się uniknąć stawania oko w oko z rozwścieczoną, toczącą przysłowiową i bardzo metaforyczną pianę z ust hybrydą niedźwiedzia grizzly i pieska rasy chihuahua, jakim stawała się obudzona za wcześnie Bułgarka.
Nic więc właściwie dziwnego, że, gdy ze słodkich objęć Morfeusza wyrwały ją odgłosy szamotaniny, plusk wody i przytłumione nieco węgierskie przekleństwa dobiegające z drugiej strony korytarza - a konkretnie mówiąc z sypialni Virága, co do tego nie można było mieć najmniejszych wątpliwości biorąc pod uwagę fakt, że był jedynym poza Penką lokatorem tego domu wariatów - pierwszym jej odruchem była nieodparta chęć wparowania do pokoju wampira i zdzielenia do po głowie, za uprzednim wyważeniem drzwi. Lub przynajmniej otwarciem ich kopniakiem tak mocnym, że klamka zostawiłaby urocze wgłębienie w ścianie. Zerknięcie na stojący na szafeczce nocnej obok łóżka budzik wcale nie polepszyło jej nastroju.
- Nie ma nawet dziewiątej rano, do jasnej cholery - burknęła pod nosem, z na wpół zrezygnowanym, na wpół wściekłym westchnieniem wykopując się wolno spod kołdry. Dobrze wiedziała, że nie ma nawet możliwości, żeby udało jej się ponownie zasnąć. - Durny krwiopijca.
Kiedy wreszcie udało jej się wypełznąć z łóżka, znaleźć wkopane pod nie kapcie i wyjść z sypialni, zdążyła dojść do wniosku, że ten jeden raz może Virágowi odpuścić - jego syczenie i chlupot wody brzmiały trochę zbyt rozpaczliwie, żeby dała radę tak po prostu zaatakować go z samego rana i nie wywołać przy tym u samej siebie wyrzutów sumienia. Pomysł ignorowania go co najmniej do południa wydawał się jednak nie być obciążony podobnym niebezpieczeństwem. I był zdecydowanie łatwiejszy do wcielenia w życie, a obudzona zbyt wcześnie Penka to rozleniwiona, zmęczona życiem i niemająca ochoty na nic poza spędzeniem dnia na kanapie przed telewizorem Penka.
Już piętnaście minut później, kiedy w salonie pojawił się jej wampir, brocząc obficie krwią z poranionych palców, miękkie bułgarskie serduszko zaczęło poważnie rozważać kapitulację. Może i dużo narzekała i miała skłonności do przemocy fizycznej, ale z całą pewnością nie była całkowicie nieczuła.
- Kuchnia - mruknęła, wpakowując sobie do ust kolejną łyżkę płatków. - Sprawdź w kuchni. Szuflada przy zlewie. Albo szafka nad. Hej, leci Top Model, chcesz obsmarować ze mną te chude wieszaki?
Coś z jej brzuchu skręciło się z niepokoju, kiedy nie doczekała się odpowiedzi. Siłą rzeczy więc zwinęła się z kanapy i na bosaka pomaszerowała za Virágiem do kuchni, usprawiedliwiając się w duchu że właściwie to i tak musi wstawić miskę po płatkach do zlewu.
Wampir najwyraźniej dał radę znaleźć swoje upragnione bandaże. Penka zerknęła mu przez ramię i skrzywiła się na widok paskudnych, krwawiących mocno ran. Jej serce właśnie zaczęło łopotać energicznie białą flagą.
- Okropnie to wygląda - stwierdziła cicho i z wyraźnym niepokojem, delikatnie ujmując lewą dłoń gospodarza i przyglądając się wciąż krwawiącym obrażeniom. - Nie macie jakiegoś wampirzego lekarza który by zszywał takie rzeczy? Albo magicznej maści przyspieszającej gojenie? Zaklęcia? Pyłku wróżki? Czegokolwiek?

<Ale Tap Madl ze mno obejrzysz nie? ;-; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz