poniedziałek, 14 listopada 2016

od Wincentego - CD Sebastiana

Bycie antykwariuszem naprawdę nie należy do zajęć dostarczających szczególnie dużo emocji. Polowanie na rzadkie przedmioty jest ekscytujące, owszem, podobnie zresztą jak znajdowanie kupców i dobijanie targu, o uzupełnianiu własnej kolekcji już nie wspominając. 
Jednak nawet Gauthier musiał przyznać, że samo prowadzenie antykwariatu nie dostarcza zbyt wielu atrakcji; prócz kwitnięcia za ladą w oczekiwaniu na poważnych klientów i papierkowej roboty w standardowych dla niewielkich działalności ilościach, oferuje jedynie ścieranie zakurzonych półek i układanie ekspozycji, od święta dorzucając jeszcze wizyty ludzi proszących o pomoc w wycenie znalezionych przypadkiem na strychu wśród starych zdjęć rupieci po poprzednich lokatorach. 
Mimo wszystko Wincenty uwielbiał tę monotonię niemal tak bardzo, jak głęboką ciszę panującą w antykwariacie. Odprężała go i uspokajała swoją trwałością, obietnicą, że jutro będzie dokładnie takie same, jak dzień dzisiejszy - o ile nie zechce czegoś z tym zrobić. 
Nie mógł w pełni zapanować nad samym sobą, ale mógł przynajmniej łudzić się, że ma kontrolę nad swoją przyszłością. To jest już coś, prawda?
Wincenty kończył właśnie odświeżać zawartość jednej z przeszklonych, wiekowych gablotek przeznaczonych na cenniejsze i, rzecz jasna, delikatniejsze przedmioty, znajdujących się w głębi przypominającego mały labirynt sklepu, gdy cichy dźwięk dzwonka i stłumione skrzypnięcie starych, nadających się do wymiany zawiasów oznajmiły czyjeś przybycie. 
Ghul zastygł w bezruchu i przez moment nasłuchiwał uważnie, wciąż dzierżąc w ręce gotową do działania seledynową szmatkę z bawełny, którą miał zamiar właśnie potraktować malutką pozłacaną pozytywkę, a potem spokojnie wrócił do poprzedniej czynności.
Z ogromnym - i dosyć dziwnym nawet dla niego samego - zadowoleniem przyjął fakt, że zamiast kolejnego krótkiego powitania, jakimi zwykle zaszczycali go stali klienci, czy też cichego, niepewnego "dzień dobry" kogoś, kto przyszedł tylko pooglądać z nudów stare rupiecie, bo akurat nie miał co ze sobą zrobić, usłyszał głos Dorana.
Cóż, chyba nudziło mu się bardziej, niż sądził.
- Nawet nie wiesz co tracisz - stwierdził, ponownie odsuwając pozytywkę na sam tył, gdy Sebastian wyłonił się spomiędzy regałów. Następnie cofnął się i przyjrzał swojej kompozycji krytycznym wzrokiem. - Myślisz, że z przodu prezentowała się lepiej?

<Oficjalnie nie znoszę tego początku. I faktu, że zajął mi dwa razy więcej czasu niż reszta posta. :')>

piątek, 11 listopada 2016

od Ӧykü - CD Roy'a

Nie wiedziałam się w co się lub kogo przebrać. Podobny problem miał chłopak, ale jemu powinno być łatwiej ze względu na to, że był powiązany ze sztuką. Miał łatwiej.
- Jak coś wymyślisz to powiedz mi i pokaż projekt, a ja zrobię dla ciebie ten strój - uśmiechnęłam się, a on spojrzał na mnie.
- Potrafisz szyć?
- Tak. Jakby nie było to osoby ze szkoły będą nosić kostiumy, które sama uszyłam. Oczywiście musiałam mieć tylko szkic. Jedynie dodałam od siebie jakiś drobny element - spojrzałam się na niego, a on nie mógł uwierzyć. Spojrzałam się na zegar, była jeszcze wczesna godzina. - Zróbmy tak, że ty skupisz się na projektowaniu, a jak będziesz czegoś potrzebował to mnie tylko zawołasz, co ty na to? Oczywiście nie zmuszam, ale jestem ciekawa co wymyślisz. - uśmiechnęłam się ciepło.

Roy??? (Pustka i to ogromna...)

czwartek, 10 listopada 2016

od Vivian - CD Wincentego

- No dobra, powiedzmy, że ci wierzę - uśmiechnęła się lekko - Pewnie masz dużo większe doświadczenie w sprawach uczuciowych niż ja.
Nieco jej ulżyło. Nie spodziewała się, że Wincenty przyjmie tą informacje z taką łatwością. Zazwyczaj dziewczyny jej pokroju były wyszydzane i traktowane niepoważnie, ale przecież on praktycznie jej nie znał. Nie mógł przewidzieć co zrobi, więc uznała, że powiedział to przynajmniej po części dlatego, żeby jej nie zranić. Takie wytłumaczenie było całkiem niezłe.
- Chodźmy do parku - zarządziła Vivian, ciagnąć psa za smycz aby zmienił kierunek - Tam będę mogła go puścić bez obaw, że kogoś zabije.
Wincenty skinął w odpowiedzi głową. Szli w ciszy, przerywanej jedynie szelestami, które wydawał przedzierający się przez najgorsze zarośla Ash. Jego właścicielka cicho westchnęła. Czuła się naprawdę dobrze, pierwszy raz od dłuższego czasu. Zazwyczaj przemierzała ten park samotnie, wzdrygając się przez każdy szelest. A teraz był z nią Wincenty i chociaż praktycznie w ogóle się nie znali to czuła, że może mu zaufać. Nie była naiwna. Po prostu zatęskniła za takimi normalnymi, ludzkimi kontaktami, które nie były jedynie romansem lub czystym biznesem.
- Nie masz pojęcia, jak fajnie jest wreszcie do kogoś otworzyć pysk bez powodu - powiedziała cicho - Nie bojąc się, że cię zwyzywa, wkurwi albo będzie chciał przelecieć.

<Wincenty?>

środa, 9 listopada 2016

od Roy'a - CD Ӧykü

- Roy coś nie tak? - usłyszałem zmartwiony głos Ӧykü.
- Nie nic mi nie jest. - powiedziałem lekko zadumany.
- Na pewno?
- Tak na 100% . Ӧykü?
- Tak?
- Tak w ogóle to kiedy jest organizowana ta impreza? - powiedziałem nabierając łyk kawy.
- Jutro wieczorem. - (wybacz wiem może ci to nie pasować ).
- Masz już jakiś strój? - spytałem.
- Nie wiem jaki jeszcze konkretnie... - dziewczyna zamyśliła się.
- Ja mam w głowie pustkę... - powiedziałem łapiąc się za głowę w teatralny sposób.
- Może użyłbyś swoich umiejętności artystycznych i spróbował zrobić jakąś charakteryzację? - na twarz Ӧykü wkradł się uśmiech.
- Warto spróbować. - powiedziałem zamyślony.

Ӧykü? (A w głowie - pustka.)

poniedziałek, 7 listopada 2016

od Ӧykü - CD Roy'a

Pytałam się od czasu do czasu Roy'a co gdzie się znajduje, aby nie przeszukiwać każdej szafki po kolei. Zrobiłam naleśniki, a chłopak jak tylko zobaczył, że jest jeszcze pudełko truskawkowych lodów, od razu wpadł, aby zrobić "zimne" śniadanie. Kawa czemu by nie, ale jak tylko wyjął potrzebne składniki to nie wiedział jak ją zrobić.
- Kurczaki... Zapomniałem jak sie robiło mrożoną kawę... Pomożesz? - słysząc jego słowa, od razu do niego podeszłam.
- No to zobaczmy... - przyjrzałam się dokładniej składnikom. - Nakryj do stołu, a ja się tym zajmę - chłopak zgodził się, a ja wzięłam się do pracy. Zrobiłam kawę coś na wzór late z tym, że były lody no i bez ozdoby na wierzchu by się nie obeszło. Na wierzchu kawy Roy'a zrobiłam wzór księżyca i sowy, a na swojej kwiata. Wzięła ostrożnie kubki z kawą do ręki i poszłam do jadalni. Roy wszystko ładnie przygotował, a ja podałam mu kubek z jego kawą.
- Nie wiem czy będzie dobra, bo nie potrafię jeszcze zrobić tak dobrej jak szef w kawiarence, ale mam nadzieję, że ci posmakuje - uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na niego.
- Czy coś jest nie tak?

Roy???

od Wincentego - CD Vivian

- Rozumiem - powiedział ghul z namysłem, dyskretnie zerkając przez ramię na pijanych mężczyzn, którzy powoli zostawali w tyle. Żałował nieco, że sytuacja nie miała szansy rozwinąć się jakoś bardziej, tylko została zduszona w zarodku przez przezorność dziewczyny.  Nie, żeby źle komuś życzył, czy też koniecznie chciał rozlewu krwi. Po prostu był ciekawy.
V spojrzała na niego dziwnie, Wincenty miał wrażenie, że stara się wyczytać z jego twarzy, jak zaczął ją postrzegać po tym, co usłyszał na jej temat od jej znajomych. Zastanawiał się, co powinien powiedzieć, bo na pewno powinien. Chyba. No ale co?
No cóż, jak się zastanowić, to musiał przyznać, że nieco zdziwiła go ta opinia. A raczej zachwiała zdaniem, które zdążył sobie podświadomie wyrobić na temat swojej nowej znajomej. Nie był wprawdzie dokładnie pewien, jak widział ją wcześniej, ale zdecydowanie inaczej. 
Tak, inaczej. To było świetne określenie.
W każdym razie zastanawiał, co miałby powiedzieć, żeby dziewczyna nie pomyślała sobie, że on sobie o niej coś pomyślał. Z pewnym zdziwieniem stwierdził, że coś ich jednak łączy - nawet jeśli to była jedynie pewna lekkość obyczajów, która mogłaby go połączyć równie dobrze  z przynajmniej 80% obywateli Chicago - i że świadomość tego faktu nawet w pewien sposób sprawiła mu przyjemność, nie chciał więc, by wszystko zakończyło się tutaj jedynie przez drobne nieporozumienie. 
Bo w gruncie rzeczy rozumiał Vivian doskonale; może z nieco innych, znacznie mniej zależnych od niego przyczyn, ale on także wolał poprzestawać na jednorazowych "przygodach", które nie wymagały zaangażowania emocjonalnego, na które zwyczajnie nie było go stać.
- Mam wrażenie, że twój przyjaciel był zazdrosny - Gauthier odezwał się w końcu z zastanowieniem w głosie. Miał nadzieję, że poprawi jej humor tym stwierdzeniem, a przynajmniej nie pogorszy sytuacji. 
- Tak sądzisz? - Vivian spojrzała na niego i uniosła lekko brwi. Nie wydawała się przekonana, nie żeby Wincenty jakoś szczególnie znał się na ludzkich wyrazach twarzy.
- Zdecydowanie - odparł z przekonaniem godnym naukowca. Uśmiechnął się lekko. - Zaufaj mi, znam się na tym.

<V? ^^>

od Roy'a - CD Ӧykü

Nawet nie zdąrzyłem powiedzieć jej 'OK' . Ruszyłem w stronę kuchni. Plecy mnie już nie bolały tak mocno, jednak jeżeli pomyślę co mnie czeka... Oh bosz...
- Roy, gdzie trzymacie patelnie? - usłyszałem pytanie.
- W szafce pod zlewem. - odpowiedziałem i ruszyłem w stronę lodówki. Ceasar po drodze, oczywiście puścił się i przysiadł na oparciu bujanego fotela babci, który znajdował się w salonie przy wejściu do kuchni.
Odłorzyłem lodówkę i zacząłem szukać polędwicy. Chwyciłem opakowanie z porzywieniem dla ptaka i sięgając po drodze do szuflady ze sztućcami sięgnąłem nóż. Minąłem Ӧykü i chwyciłem deskę do krojenia.
Ukradkiem spojrzałem na patelnię. Naleśniki?
- Och, z jakimi chcesz dodatkami? - Ӧykü zadała mi pytanie. Uśmiechnęła się w moją stronę.
- W zamrażarce jest trochę mrożonych owoców, a w lodówce jest jeszcze dużo dżemów. No, jeszcze mam syrop klonowy i bitą śmietanę na stanie. Wybór należy do ciebie. - odrzekłem i skierowałem się do stołu w salonie.
Sprawnie i szybko pokroiłem mięso na drobne kawałki, po czym skierowałem się w stronę gotującej jeszcze Ӧykü.
- Za chwilę śniadanie będzie gotowe... możesz wyjąć dżem? - powiedziała kończąc robić ostatniego naleśnika.
- Że też dopiero teraz mi się to wspomniało... - powiedziałem podchodząc do zamrażarki w lodówce.
- Co ci się przypomniało? - spytała zaciekawiona.
- Mam jeszcze lody... - wyjąłem truskawkowe lody. Skorzystałem z okazji i wyjąłem bitą śmietanę.
- To może dzisiaj będzie takie 'zimne' śniadanie? Pijesz kawę? - zapytałem wyciągając mleko i kawę.
- No..
- Kurczaki... Zapomniałem jak sie robiło mrożoną kawę... Pomożesz?





Ӧykü?????