Imię: Veith Elias
Nazwisko: Hohenstein
Pseudonim/Przezwisko: Agrest
Wiek: 235 lata
Data urodzenia: 14 października 1781
Wiek: 235 lata
Data urodzenia: 14 października 1781
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Wampir
Pochodzenie: Okolice miasta Linz, Austria
Status społeczny: Nauczyciel literatury w szkole średniej; obecnie pracuje na pół etatu
Rodzina:
- Niclas Hohenstein, brat bliźniak. Został zamordowany 30 maja 1807. Najlepszy przyjaciel Veitha i jedyny członek rodziny, na którym mu za śmiertelnego życia tak naprawdę zależało, nie licząc Pii oczywiście.
- Alexander Hohenstein, ojciec. Zmarł na zapalenie płuc 2 lutego 1801 roku w wieku 54 lat. Dumny, wyniosły i surowy człowiek, który zdawał się być zbyt majestatycznym, by móc mieć jakiekolwiek uczucia. Niemal nieobecny w życiu obu chłopców; był zbyt zajęty doglądaniem majątku, by mieć czas dla własnych dzieci.
- Leonie Hohenstein, matka. Zmarła podczas porodu, mając 23 lata. Veith niewiele wie na jej temat, gdyż ojciec rzadko kiedy o niej wspominał, a od Pii mógł dowiedzieć się jedynie czegoś o jej wyglądzie, a mianowicie tylko tyle, że są do niej z bratem bardzo podobni.
- Pia Johanson, niańka, zmarła 29 maja 1807 roku w wieku 87 lat. Była dla bliźniaków źródłem legend, towarzyszką zabaw, powierniczką, a przede wszystkim - matką, chociaż zwykle zwracali się do niej "babciu". Ufali jej bezgranicznie, była dla nich wsparciem i jedynym oparciem. Gdy jej zdrowie znacznie podupadło, a umysł przestał pracować tak, jak powinien, zapewnili jej opiekę i nie pozwolili ojcu wyrzucić jej na bruk.
- Albert Hohenstein, 13 lat. Ostatni potomek Niclasa noszący rodowe nazwisko. Przerażona życiem, zamknięta w sobie sierota, która jeszcze za szczęśliwych czasów poprzedzających wypadek jakimś dziwnym sposobem zaskarbiła sobie przychylność Veitha i stała się oczkiem w jego głowie. Nie dziwne więc chyba, że gdy przyszło co do czego, wampir bez wahania przejął nad nim opiekę.
- Tobias Hohenstein, ojciec Alberta. Zginął w 2007 roku w katastrofie lotniczej. Miał 29 lat.
- Luna Hohenstein, matka Alberta, 35 lat. Leciała tego pamiętnego dnia feralnym samolotem razem ze swoim mężem, ale w przeciwieństwie do niego, przeżyła katastrofę. Przypłaciła to jednak utratą zdrowia; wymaga stałej opieki, jest całkowicie sparaliżowana, a tkwiący w jej głowie, niezdatny do bezpiecznego wyjęcia kawałek żelastwa, który prawdopodobnie jest rączką utwardzanej, skórzanej teczki, którą tego dnia miał przy sobie Tobias, sprawia, że ma trudności z mówieniem.
Partner: Brak
Charakter: Patrząc na Veitha, z łatwością można odnieść wrażenie, że jest on lekko
zagubiony w otaczającej go rzeczywistości. To jednak tylko złudzenie,
którego szybko należałoby się wyzbyć, ponieważ jest to w stu procentach
nieprawda. Veith bowiem wcale nie jest lekko zagubiony - on jest potwornie
zagubiony. Chociaż bardzo się stara, nie potrafi ogarnąć nawet połowy
rzeczy, z którymi powinien być na bieżąco, a współczesny świat
niezmiernie go przeraża. Otoczony całą tą technologią, która pojawiła
się jakby znikąd w ciągu tych kilku króciutkich dziesięcioleci, czuje
się osaczony i zupełnie bezradny, a te uczucia ciągną za sobą z kolei
irytację i niechęć do tego, czym szczycą się ludzie dwudziestego
pierwszego stulecia. Oczywiście nie do wszystkiego - znalazłoby się
kilka, jak nie kilkanaście rzeczy, które mimo wszystko zdobyły jego
sympatię; chociażby niektóre gatunki nowoczesnej muzyki, czy też sztuka w
szeroko pojętym zakresie. Kilkoro wyjątków jednak w żadnym razie nie
zmienia faktu, że Veith to zagorzały konserwatysta, dla którego świat
mógłby się zatrzymać na przełomie XVIII i XIX wieku i już więcej nie
ruszać z miejsca. Jako że urodził się u schyłku romantyzmu, jest czymś w
rodzaju formy przejściowej między romantykiem, a pozytywistą, przy czym
tak naprawdę mocno odstaje zarówno od jednego, jak i od drugiego - i
nie jest to bynajmniej spowodowane wampiryzmem. Jak na szlachcica starej
daty przystało, ma o sobie odrobinę zbyt wysokie mniemanie, a jego
maniery są nienaganne. Jest nieco szorstki w obyciu; do innych zwykle
odnosi się z chłodną uprzejmością - zwłaszcza, jeśli ci inni są płci
żeńskiej, która od zawsze go w pewnym stopniu onieśmielała - nie mówiąc
ani tym bardziej nie robiąc niczego ponad to, czego wymagają dobre
obyczaje. Veitha od zawsze cechowały łagodność, spokój i powaga -
całkowicie rozluźnia się zwykle jedynie w towarzystwie bliskich
przyjaciół, a i wtedy jego poczucie humoru nie jest jakieś wybitne. Pod
pewnymi względami jest zamknięty w sobie; z reguły woli słuchać niż
mówić, zwłaszcza, jeśli rozmowa dotyczy tematów osobistych, takich jak
chociażby przeszłość. Veith wyznaje zasadę mówiącą o tym, że jeśli chce
się mieć coś zrobione dobrze, należy zrobić to samemu, a gdy się za coś
weźmie, wkłada w to całe serce i łatwo nie odpuszcza. To typowy
perfekcjonista, który wszystko musi mieć zrobione od przysłowiowej
linijki, w dodatku mający niemal obsesję na punkcie porządku - wszystko
musi być na swoim miejscu, czyste i schludne, powinno też w miarę
możliwości mieć jakieś walory estetyczne. W swoich przekonaniach jest
uparty jak osioł; nawet jeśli nie ma racji, będzie się bronił tak długo,
aż nie dostanie udowodnienia spełniającego jego wygórowane wymagania.
Jego obrona nie będzie jednak agresywna, obejdzie się bez krzyków i
uderzania pięścią o stół; Veith bowiem jest w stu procentach pacyfistą i
unika jakichkolwiek przejawów przemocy, nawet tych słownych. Uparcie
próbuje także nawracać swoich znajomych do takiego stylu bycia, a ich
ignorancja w żadnym wypadku go nie zraża, bo przecież trzeba ich
akceptować takimi, jacy są. Trzeba przy tym zaznaczyć, że bliscy są dla
niego największą wartością i przy okazji jedyną rzeczą, dzięki której ma
motywację do robienia czegoś ponad siedzeniem w rodzinnym dworku w
Austrii i opieką nad biblioteczką i ogrodem. Są też jedną z tych
nielicznych rzeczy, zaraz obok dumy i honoru, przez które zdarza mu się
czasem zapominać o swojej spokojnej, bezkonfliktowej naturze. Zwłaszcza w
stosunku do Alberta jest więcej niż nadopiekuńczy; chorobliwie wręcz
pilnuje, by chłopakowi nic się nie stało, a do każdej jego choroby, czy
to przeziębienia, czy skręconej kostki, podchodzi jak do dżumy.
Podsumowując krótko: Veith to stroniący od przemocy pacyfista, który
rozerwie ci gardło i wypruje flaki, jeśli chociażby spróbujesz podnieść
rękę na jego bratanka.
Aparycja: Veith to stosunkowo wysoki, bo mający 187 cm wzrostu, szczupły, żeby nie
powiedzieć wątły, mężczyzna o delikatnej, prawie kobiecej urodzie i
właściwej wampirom, lecz odziedziczonej podobno po matce chorobliwie
bladej cerze. Jego jasnobłękitne, hipnotyzujące wyrazistością koloru
oczy mają łagodny, rozumny wyraz człowieka, który swoje już przeżył i
obecnie przyjmuje świat z uprzejmym zainteresowaniem, uważając się
jedynie za obserwatora, a nie uczestnika zdarzeń. Jasne, sięgające pasa
włosy zwykle nosi spięte w koński ogon, przy okazji przesłaniając
nieznacznie wydłużone uszy, jego zdaniem rzucające się w oczy niczym
krew na świeżym śniegu. Garderoba Veitha przez te dwieście lat nie
bardzo się nie zmieniła; chociaż niektóre elementy swojego ubioru musiał
zastąpić ich nowoczesnymi odpowiednikami, wciąż ubiera się zgodnie z
XIX-wieczną modą.
Historia: Veith wywodzi się z szanowanego i wpływowego austriackiego rodu, o
którym głośno było niegdyś niemal w całej Europie. Chociaż urodził się
już u schyłku jego świetności, gdy nazwisko Hohenstein powoli odchodziło
w zapomnienie, był jego największą ozdobą i jednocześnie pośrednią
przyczyną zguby. Był drugim i zarazem ostatnim synem głowy rodu
Hohensteinów, młodszym od swojego brata bliźniaka zaledwie o kilka
minut. Jako że ich matka zmarła podczas porodu, a ojciec był jedynakiem i
nigdy ponownie się nie ożenił, dwaj bracia byli ostatnią nadzieją
dogasającej familii. Dzieciństwo upłynęło im tak, jak zwykle upływało
dzieciństwo szlachciców z bogatych rodzin; byli rozpieszczani do granic
możliwości, pobierali nauki od najlepszych prywatnych nauczycieli, a ich
jedynym zmartwieniem były spływające na niczym próby zaimponowania
ojcu. Zawsze trzymali się razem i nie zmieniło się to nawet w
późniejszych latach, chociaż zaczynali coraz bardziej się od siebie
różnić. Na każdym przyjęciu, polowaniu czy balu trzymali się blisko
siebie; wystarczyło poszukać spokojnego Veitha, by znaleźć również jego
charyzmatycznego, błyskotliwego brata, który już niedługo miał przejąć
rodzinny interes. Pod koniec 1800 roku Alexander Hohenstein podupadł na
zdrowiu i kilka miesięcy później zmarł, ale jeszcze przed śmiercią
zdążył ożenić pierworodnego syna z córką swojego zaufanego przyjaciela i
wspólnika, Ludwiką von Finckenstein. Małżeństwo było w miarę udane, a
młoda para już w sierpniu następnego roku doczekała się pierwszego
dziecka, małej Elżbiety. Veith natomiast wyjechał do Wiednia studiować
filozofię. Tam też w wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności został
przemieniony w wampira. Do dziś sam nie wie, jak to dokładnie się stało;
pamięta jedynie, że tego feralnego wieczora wyszedł wraz z kolegami
uczcić zdane egzaminy, a następnego dnia obudził się w ciemnym zaułku,
otępiały, obolały, z kończynami jak z ołowiu, dręczony jakimś dziwnym
pragnieniem. Miał trudności ze zlokalizowaniem kamienicy, w której
wynajmował mieszkanie, a gdy w końcu do niej dotarł, przez następny
tydzień jej nie opuszczał, coraz bardziej opadając z sił. Próbował się
zmusić do jedzenia, ale zwracał każdy, nawet najmniejszy kęs. Nie
potrafił stwierdzić, co mu dolega i prawdopodobnie rychło zakończyłby
swój krótki wampirzy żywot, gdyby nie dziwne zrządzenie losu, które
pewnego dnia kazało mu wyjść zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdy stanął
przed bramą, przytrzymując się ściany i grzejąc się w promieniach
zachodzącego słońca, jego uwagę zwróciło ciche gruchanie, które rozległo
się tuż obok jego nogi. Dopiero teraz zauważył, że na chodniku, może o
krok od niego, leży dogorywający już gołąb ze złamanym skrzydłem. Coś
kazało mu podnieść go i zabrać do domu, a gdy próbował opatrzyć ptaka,
zapach jego krwi pobudził w nim ten dziwny instynkt, który nie dawał mu
spokoju od tamtej nocy, gdy obudził się w zaułku, i który teraz
całkowicie nim owładnął. Nieszczęsny ptak stał się pierwszą ofiarą
Veitha i jednocześnie uratował mu życie, nie tyle dostarczając mu
pokarmu, co uświadamiając, kim jest. Nocą tego samego dnia młody wampir
udał się na swoje pierwsze polowanie, a nazajutrz rano ruszył w podróż
do Linz, czując się zarazem lepiej i gorzej - o ile jego zdrowie w
znacznym stopniu uległo poprawie, czuł się podle. Niclas powitał go w
domu z otwartymi ramionami i nie omieszkał przedstawić mu swojego
drugiego dziecka, które raptem kilka dni wcześniej przyszło na świat i
zostało nazwane imieniem swojego dziadka, Alexandra. Veith wynajął
mieszkanie w jednej z najlepszych kamienic w Linz, odzyskał dawny wigor,
znów zajął się nauką, a żywienie się krwią powoli przestawało robić na
nim wrażenie, zwłaszcza, że pił jedynie krew zwierząt. Przez kolejne
trzy lata wiódł spokojny żywot, nieświadomy faktu, że zwraca na siebie
coraz większą uwagę. Gdy w maju 1807 zmarła Pia, kobieta, która
zastępowała obu bliźniakom matkę, Niclas sam pofatygował się wieczorem,
by powiadomić o tym brata osobiście. W mieszkaniu jednak zamiast Veitha
zastał niewielką grupę ludzi uzbrojoną w osikowe kołki. Jego łudzące
podobieństwo do brata go zgubiło; łowcy wampirów przebili go kołkiem,
nim zdążyli chociaż pomyśleć o tym, że wampir, którego szukają, ma
przecież bliźniaka. Następnego ranka zwłoki kilku z nich znaleziono w
kawałkach, rozwleczone po całym mieście, a szalejący z rozpaczy Veith
zniknął na następne 120 lat, raz na jakiś czas tylko upewniając się, że z
dziećmi, a potem wnukami Niclasa wszystko jest w porządku. Tak naprawdę
wrócił do rodziny dopiero, gdy druga wojna światowa rozdarła Europę, i
pozostał z nią do teraz, dla kolejnych trzech pokoleń Hohensteinów będąc
dalekim wujem. Gdy siedem lat temu Tobias - czyli drugie pokolenie
Hohensteinów-bratanków - zginął w katastrofie lotniczej, a jego żona
trafiła do znajdującego się w okolicach Chicago i prowadzonego przez jej
kuzynkę ośrodka pomocy paliatywnej, Veith był zmuszony przejąć opiekę
nad Albertem, ich synem. Z racji tego, że chłopak był do matki mocno
przywiązany, wampir przeniósł się wraz z nim do Chicago, by mógł ją regularnie
odwiedzać.
Inne:
- Jako wampir-wegetarianin, unika ludzkiej krwi, a główną część jego diety stanowi krew królicza, która pod względem walorów smakowych jest - przynajmniej według Veitha - najmniejszym z możliwych złem.
- Jest miłośnikiem opery; zwykle ciąga do niej Alberta przynajmniej dwa razy w tygodniu, chyba, że chłopakowi uda się jakoś od tej katorgi wywinąć bólem głowy czy inną klasówką. Zwykle jednak Albert nie próbuje tego robić, gdyż w zamian za wyjście do opery ma pełne prawo zaciągnąć wuja do kina na jakiś dobry film akcji albo Dreamworksowską produkcję.
- Uwielbia grę w szachy i jest prawdziwym czarnym koniem. Szachy to też jedyna gra, w którą daje radę grać na komputerze - oczywiście jeśli wcześniej ktoś je włączy i przypomni mu, co ma naciskać, żeby przesuwać figury.
- Mimo usilnych starań Alberta, wciąż zupełnie nie radzi sobie z obsługą telefonu. Jedynym, co potrafi zrobić na swojej przedpotopowej, przypominającej nieco kalkulator komórce, jest odebranie połączenia. A i tak nie zawsze naciśnie na ten klawisz, na który powinien.
- Kocha psy. Gdyby nie alergia Alberta, najpewniej już dawno wziąłby jakiegoś ze schroniska - najchętniej takiego po przejściach, którego nikt inny nie chciałby przygarnąć.
- Jeśli chodzi o nowszą muzykę, najchętniej słucha Gregoriana, Ery i wszelkiej maści bluesu. Najczęściej słucha jej z walkmana starej daty, który jest chyba jedynym urządzeniem, do obsługi którego Veith nie potrzebuje niczyjej pomocy.
- Używanie przez niego komputera, telewizora czy też karty kredytowej kończy się zwykle rozpaczliwym "Albert, ratunku".
- Albert poszedł w ślady ojca i również zwraca się czasem do Veitha per "wujku Agreście". Wzięło się to stąd, że któregoś lata Veith poważnie rozchorował się po tym, jak za namową trzynastoletniego wtedy Tobiasa "dla próby" zjadł kilka niewielkich owoców zielonego agrestu. Od tego czasu wampir nienawidzi tych owoców szczerze i otwarcie, ale do przezwiska zdążył już przywyknąć - bo i czy miał jakiś wybór?
- Jeszcze za życia trenował szermierkę. Szło mu to dosyć miernie, ale podstawy jakoś opanował, a podobno z tym jest jak z jazdą na rowerze.
- Mimo, że upłynęło już tyle lat od emancypacji kobiet, wciąż nie potrafi do końca przywyknąć do niezależności płci pięknej. Nie żeby był seksistą czy czymś w tym rodzaju - po prostu uważa feministki za istoty więcej niż przerażające.
- Zdarza mu się czasem pooglądać telewizję; upodobał sobie zwłaszcza lecące na Comedy Central stare komedie. Zdecydowanie jednak bardziej od telewizji woli książki, zwłaszcza przygodowe i romanse z okolic lat 70-tych XX wieku.
- Chociaż większość z nich zna już na pamięć, wciąż sięga po klasyki takie jak "Romeo i Julia", "Cierpienia Młodego Wertera" czy też "Nowa Heloiza". Ostatnio zajął się kolekcjonowaniem ich różnych wydań.
- Chociaż większość wampirów z zasady unika kościołów jak ognia, Veith jest jednym z tych wierzących i praktykujących wybryków natury, którym rzadko kiedy zdarza się opuścić niedzielną mszę. Jest wyznania rzymskokatolickiego.
- Ma zaawansowaną kinetozę i każdą jazdę pociągiem, samolotem, statkiem czy innym autobusem przypłaca kilkugodzinnymi mdłościami, zawrotami głowy i ogólnym osłabieniem. Najgorzej sprawy mają się z karuzelami większymi od tych konikowych; po pięciu minutach jazdy Veith zwykle wygląda zupełnie tak, jakby miał zaraz wyzionąć ducha. Co najdziwniejsze, w samochodzie zwykle czuje się świetnie.
- Posiada prawo jazdy. Jest jednak niedzielnym kierowcą, w dodatku zawalidrogą; boi się rozwijać prędkości większe niż 60 km/h i robi to tylko w ostateczności.
Login/email: Katiś1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz