środa, 12 października 2016

Wish we could turn back time to the good old days

Imię: Veith Elias
Nazwisko: Hohenstein 
Pseudonim/Przezwisko: Agrest
Wiek:
235 lata
Data urodzenia:
14 października 1781
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Wampir
Pochodzenie: Okolice miasta Linz, Austria
Status społeczny: Nauczyciel literatury w szkole średniej; obecnie pracuje na pół etatu
Rodzina:
  • Niclas Hohenstein, brat bliźniak. Został zamordowany 30 maja 1807. Najlepszy przyjaciel Veitha i jedyny członek rodziny, na którym mu za śmiertelnego życia tak naprawdę zależało, nie licząc Pii oczywiście.
  • Alexander Hohenstein, ojciec. Zmarł na zapalenie płuc 2 lutego 1801 roku w wieku 54 lat. Dumny, wyniosły i surowy człowiek, który zdawał się być zbyt majestatycznym, by móc mieć jakiekolwiek uczucia. Niemal nieobecny w życiu obu chłopców; był zbyt zajęty doglądaniem majątku, by mieć czas dla własnych dzieci.
  • Leonie Hohenstein, matka. Zmarła podczas porodu, mając 23 lata. Veith niewiele wie na jej temat, gdyż ojciec rzadko kiedy o niej wspominał, a od Pii mógł dowiedzieć się jedynie czegoś o jej wyglądzie, a mianowicie tylko tyle, że są do niej z bratem bardzo podobni.
  • Pia Johanson, niańka, zmarła 29 maja 1807 roku w wieku 87 lat. Była dla bliźniaków źródłem legend, towarzyszką zabaw, powierniczką, a przede wszystkim - matką, chociaż zwykle zwracali się do niej "babciu". Ufali jej bezgranicznie, była dla nich wsparciem i jedynym oparciem. Gdy jej zdrowie znacznie podupadło, a umysł przestał pracować tak, jak powinien, zapewnili jej opiekę i nie pozwolili ojcu wyrzucić jej na bruk.
  • Albert Hohenstein, 13 lat. Ostatni potomek Niclasa noszący rodowe nazwisko. Przerażona życiem, zamknięta w sobie sierota, która jeszcze za szczęśliwych czasów poprzedzających wypadek jakimś dziwnym sposobem zaskarbiła sobie przychylność Veitha i stała się oczkiem w jego głowie. Nie dziwne więc chyba, że gdy przyszło co do czego, wampir bez wahania przejął nad nim opiekę.
  • Tobias Hohenstein, ojciec Alberta. Zginął w 2007 roku w katastrofie lotniczej. Miał 29 lat.
  • Luna Hohenstein, matka Alberta, 35 lat. Leciała tego pamiętnego dnia feralnym samolotem razem ze swoim mężem, ale w przeciwieństwie do niego, przeżyła katastrofę. Przypłaciła to jednak utratą zdrowia; wymaga stałej opieki, jest całkowicie sparaliżowana, a tkwiący w jej głowie, niezdatny do bezpiecznego wyjęcia kawałek żelastwa, który prawdopodobnie jest rączką utwardzanej, skórzanej teczki, którą tego dnia miał przy sobie Tobias, sprawia, że ma trudności z mówieniem.
Partner: Brak
Charakter: Patrząc na Veitha, z łatwością można odnieść wrażenie, że jest on lekko zagubiony w otaczającej go rzeczywistości. To jednak tylko złudzenie, którego szybko należałoby się wyzbyć, ponieważ jest to w stu procentach nieprawda. Veith bowiem wcale nie jest lekko zagubiony - on jest potwornie zagubiony. Chociaż bardzo się stara, nie potrafi ogarnąć nawet połowy rzeczy, z którymi powinien być na bieżąco, a współczesny świat niezmiernie go przeraża. Otoczony całą tą technologią, która pojawiła się jakby znikąd w ciągu tych kilku króciutkich dziesięcioleci, czuje się osaczony i zupełnie bezradny, a te uczucia ciągną za sobą z kolei irytację i niechęć do tego, czym szczycą się ludzie dwudziestego pierwszego stulecia. Oczywiście nie do wszystkiego - znalazłoby się kilka, jak nie kilkanaście rzeczy, które mimo wszystko zdobyły jego sympatię; chociażby niektóre gatunki nowoczesnej muzyki, czy też sztuka w szeroko pojętym zakresie. Kilkoro wyjątków jednak w żadnym razie nie zmienia faktu, że Veith to zagorzały konserwatysta, dla którego świat mógłby się zatrzymać na przełomie XVIII i XIX wieku i już więcej nie ruszać z miejsca. Jako że urodził się u schyłku romantyzmu, jest czymś w rodzaju formy przejściowej między romantykiem, a pozytywistą, przy czym tak naprawdę mocno odstaje zarówno od jednego, jak i od drugiego - i nie jest to bynajmniej spowodowane wampiryzmem. Jak na szlachcica starej daty przystało, ma o sobie odrobinę zbyt wysokie mniemanie, a jego maniery są nienaganne. Jest nieco szorstki w obyciu; do innych zwykle odnosi się z chłodną uprzejmością - zwłaszcza, jeśli ci inni są płci żeńskiej, która od zawsze go w pewnym stopniu onieśmielała - nie mówiąc ani tym bardziej nie robiąc niczego ponad to, czego wymagają dobre obyczaje. Veitha od zawsze cechowały łagodność, spokój i powaga - całkowicie rozluźnia się zwykle jedynie w towarzystwie bliskich przyjaciół, a i wtedy jego poczucie humoru nie jest jakieś wybitne. Pod pewnymi względami jest zamknięty w sobie; z reguły woli słuchać niż mówić, zwłaszcza, jeśli rozmowa dotyczy tematów osobistych, takich jak chociażby przeszłość. Veith wyznaje zasadę mówiącą o tym, że jeśli chce się mieć coś zrobione dobrze, należy zrobić to samemu, a gdy się za coś weźmie, wkłada w to całe serce i łatwo nie odpuszcza. To typowy perfekcjonista, który wszystko musi mieć zrobione od przysłowiowej linijki, w dodatku mający niemal obsesję na punkcie porządku - wszystko musi być na swoim miejscu, czyste i schludne, powinno też w miarę możliwości mieć jakieś walory estetyczne. W swoich przekonaniach jest uparty jak osioł; nawet jeśli nie ma racji, będzie się bronił tak długo, aż nie dostanie udowodnienia spełniającego jego wygórowane wymagania. Jego obrona nie będzie jednak agresywna, obejdzie się bez krzyków i uderzania pięścią o stół; Veith bowiem jest w stu procentach pacyfistą i unika jakichkolwiek przejawów przemocy, nawet tych słownych. Uparcie próbuje także nawracać swoich znajomych do takiego stylu bycia, a ich ignorancja w żadnym wypadku go nie zraża, bo przecież trzeba ich akceptować takimi, jacy są. Trzeba przy tym zaznaczyć, że bliscy są dla niego największą wartością i przy okazji jedyną rzeczą, dzięki której ma motywację do robienia czegoś ponad siedzeniem w rodzinnym dworku w Austrii i opieką nad biblioteczką i ogrodem. Są też jedną z tych nielicznych rzeczy, zaraz obok dumy i honoru, przez które zdarza mu się czasem zapominać o swojej spokojnej, bezkonfliktowej naturze. Zwłaszcza w stosunku do Alberta jest więcej niż nadopiekuńczy; chorobliwie wręcz pilnuje, by chłopakowi nic się nie stało, a do każdej jego choroby, czy to przeziębienia, czy skręconej kostki, podchodzi jak do dżumy. Podsumowując krótko: Veith to stroniący od przemocy pacyfista, który rozerwie ci gardło i wypruje flaki, jeśli chociażby spróbujesz podnieść rękę na jego bratanka.
Aparycja: Veith to stosunkowo wysoki, bo mający 187 cm wzrostu, szczupły, żeby nie powiedzieć wątły, mężczyzna o delikatnej, prawie kobiecej urodzie i właściwej wampirom, lecz odziedziczonej podobno po matce chorobliwie bladej cerze. Jego jasnobłękitne, hipnotyzujące wyrazistością koloru oczy mają łagodny, rozumny wyraz człowieka, który swoje już przeżył i obecnie przyjmuje świat z uprzejmym zainteresowaniem, uważając się jedynie za obserwatora, a nie uczestnika zdarzeń. Jasne, sięgające pasa włosy zwykle nosi spięte w koński ogon, przy okazji przesłaniając nieznacznie wydłużone uszy, jego zdaniem rzucające się w oczy niczym krew na świeżym śniegu. Garderoba Veitha przez te dwieście lat nie bardzo się nie zmieniła; chociaż niektóre elementy swojego ubioru musiał zastąpić ich nowoczesnymi odpowiednikami, wciąż ubiera się zgodnie z XIX-wieczną modą.
Historia: Veith wywodzi się z szanowanego i wpływowego austriackiego rodu, o którym głośno było niegdyś niemal w całej Europie. Chociaż urodził się już u schyłku jego świetności, gdy nazwisko Hohenstein powoli odchodziło w zapomnienie, był jego największą ozdobą i jednocześnie pośrednią przyczyną zguby. Był drugim i zarazem ostatnim synem głowy rodu Hohensteinów, młodszym od swojego brata bliźniaka zaledwie o kilka minut. Jako że ich matka zmarła podczas porodu, a ojciec był jedynakiem i nigdy ponownie się nie ożenił, dwaj bracia byli ostatnią nadzieją dogasającej familii. Dzieciństwo upłynęło im tak, jak zwykle upływało dzieciństwo szlachciców z bogatych rodzin; byli rozpieszczani do granic możliwości, pobierali nauki od najlepszych prywatnych nauczycieli, a ich jedynym zmartwieniem były spływające na niczym próby zaimponowania ojcu. Zawsze trzymali się razem i nie zmieniło się to nawet w późniejszych latach, chociaż zaczynali coraz bardziej się od siebie różnić. Na każdym przyjęciu, polowaniu czy balu trzymali się blisko siebie; wystarczyło poszukać spokojnego Veitha, by znaleźć również jego charyzmatycznego, błyskotliwego brata, który już niedługo miał przejąć rodzinny interes. Pod koniec 1800 roku Alexander Hohenstein podupadł na zdrowiu i kilka miesięcy później zmarł, ale jeszcze przed śmiercią zdążył ożenić pierworodnego syna z córką swojego zaufanego przyjaciela i wspólnika, Ludwiką von Finckenstein. Małżeństwo było w miarę udane, a młoda para już w sierpniu następnego roku doczekała się pierwszego dziecka, małej Elżbiety. Veith natomiast wyjechał do Wiednia studiować filozofię. Tam też w wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności został przemieniony w wampira. Do dziś sam nie wie, jak to dokładnie się stało; pamięta jedynie, że tego feralnego wieczora wyszedł wraz z kolegami uczcić zdane egzaminy, a następnego dnia obudził się w ciemnym zaułku, otępiały, obolały, z kończynami jak z ołowiu, dręczony jakimś dziwnym pragnieniem. Miał trudności ze zlokalizowaniem kamienicy, w której wynajmował mieszkanie, a gdy w końcu do niej dotarł, przez następny tydzień jej nie opuszczał, coraz bardziej opadając z sił. Próbował się zmusić do jedzenia, ale zwracał każdy, nawet najmniejszy kęs. Nie potrafił stwierdzić, co mu dolega i prawdopodobnie rychło zakończyłby swój krótki wampirzy żywot, gdyby nie dziwne zrządzenie losu, które pewnego dnia kazało mu wyjść zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdy stanął przed bramą, przytrzymując się ściany i grzejąc się w promieniach zachodzącego słońca, jego uwagę zwróciło ciche gruchanie, które rozległo się tuż obok jego nogi. Dopiero teraz zauważył, że na chodniku, może o krok od niego, leży dogorywający już gołąb ze złamanym skrzydłem. Coś kazało mu podnieść go i zabrać do domu, a gdy próbował opatrzyć ptaka, zapach jego krwi pobudził w nim ten dziwny instynkt, który nie dawał mu spokoju od tamtej nocy, gdy obudził się w zaułku, i który teraz całkowicie nim owładnął. Nieszczęsny ptak stał się pierwszą ofiarą Veitha i jednocześnie uratował mu życie, nie tyle dostarczając mu pokarmu, co uświadamiając, kim jest. Nocą tego samego dnia młody wampir udał się na swoje pierwsze polowanie, a nazajutrz rano ruszył w podróż do Linz, czując się zarazem lepiej i gorzej - o ile jego zdrowie w znacznym stopniu uległo poprawie, czuł się podle. Niclas powitał go w domu z otwartymi ramionami i nie omieszkał przedstawić mu swojego drugiego dziecka, które raptem kilka dni wcześniej przyszło na świat i zostało nazwane imieniem swojego dziadka, Alexandra. Veith wynajął mieszkanie w jednej z najlepszych kamienic w Linz, odzyskał dawny wigor, znów zajął się nauką, a żywienie się krwią powoli przestawało robić na nim wrażenie, zwłaszcza, że pił jedynie krew zwierząt. Przez kolejne trzy lata wiódł spokojny żywot, nieświadomy faktu, że zwraca na siebie coraz większą uwagę. Gdy w maju 1807 zmarła Pia, kobieta, która zastępowała obu bliźniakom matkę, Niclas sam pofatygował się wieczorem, by powiadomić o tym brata osobiście. W mieszkaniu jednak zamiast Veitha zastał niewielką grupę ludzi uzbrojoną w osikowe kołki. Jego łudzące podobieństwo do brata go zgubiło; łowcy wampirów przebili go kołkiem, nim zdążyli chociaż pomyśleć o tym, że wampir, którego szukają, ma przecież bliźniaka. Następnego ranka zwłoki kilku z nich znaleziono w kawałkach, rozwleczone po całym mieście, a szalejący z rozpaczy Veith zniknął na następne 120 lat, raz na jakiś czas tylko upewniając się, że z dziećmi, a potem wnukami Niclasa wszystko jest w porządku. Tak naprawdę wrócił do rodziny dopiero, gdy druga wojna światowa rozdarła Europę, i pozostał z nią do teraz, dla kolejnych trzech pokoleń Hohensteinów będąc dalekim wujem. Gdy siedem lat temu Tobias - czyli drugie pokolenie Hohensteinów-bratanków - zginął w katastrofie lotniczej, a jego żona trafiła do znajdującego się w okolicach Chicago i prowadzonego przez jej kuzynkę ośrodka pomocy paliatywnej, Veith był zmuszony przejąć opiekę nad Albertem, ich synem. Z racji tego, że chłopak był do matki mocno przywiązany, wampir przeniósł się wraz z nim do Chicago, by mógł ją regularnie odwiedzać.
Inne:
  • Jako wampir-wegetarianin, unika ludzkiej krwi, a główną część jego diety stanowi krew królicza, która pod względem walorów smakowych jest - przynajmniej według Veitha - najmniejszym z możliwych złem.
  • Jest miłośnikiem opery; zwykle ciąga do niej Alberta przynajmniej dwa razy w tygodniu, chyba, że chłopakowi uda się jakoś od tej katorgi wywinąć bólem głowy czy inną klasówką. Zwykle jednak Albert nie próbuje tego robić, gdyż w zamian za wyjście do opery ma pełne prawo zaciągnąć wuja do kina na jakiś dobry film akcji albo Dreamworksowską produkcję.
  • Uwielbia grę w szachy i jest prawdziwym czarnym koniem. Szachy to też jedyna gra, w którą daje radę grać na komputerze - oczywiście jeśli wcześniej ktoś je włączy i przypomni mu, co ma naciskać, żeby przesuwać figury.
  • Mimo usilnych starań Alberta, wciąż zupełnie nie radzi sobie z obsługą telefonu. Jedynym, co potrafi zrobić na swojej przedpotopowej, przypominającej nieco kalkulator komórce, jest odebranie połączenia. A i tak nie zawsze naciśnie na ten klawisz, na który powinien.
  • Kocha psy. Gdyby nie alergia Alberta, najpewniej już dawno wziąłby jakiegoś ze schroniska - najchętniej takiego po przejściach, którego nikt inny nie chciałby przygarnąć.
  • Jeśli chodzi o nowszą muzykę, najchętniej słucha Gregoriana, Ery i wszelkiej maści bluesu. Najczęściej słucha jej z walkmana starej daty, który jest chyba jedynym urządzeniem, do obsługi którego Veith nie potrzebuje niczyjej pomocy.
  • Używanie przez niego komputera, telewizora czy też karty kredytowej kończy się zwykle rozpaczliwym "Albert, ratunku".
  • Albert poszedł w ślady ojca i również zwraca się czasem do Veitha per "wujku Agreście".  Wzięło się to stąd, że któregoś lata Veith poważnie rozchorował się po tym, jak za namową trzynastoletniego wtedy Tobiasa "dla próby" zjadł kilka niewielkich owoców zielonego agrestu. Od tego czasu wampir nienawidzi tych owoców szczerze i otwarcie, ale do przezwiska zdążył już przywyknąć - bo i czy miał jakiś wybór?
  • Jeszcze za życia trenował szermierkę. Szło mu to dosyć miernie, ale podstawy jakoś opanował, a podobno z tym jest jak z jazdą na rowerze.
  • Mimo, że upłynęło już tyle lat od emancypacji kobiet, wciąż nie potrafi do końca przywyknąć do niezależności płci pięknej. Nie żeby był seksistą czy czymś w tym rodzaju - po prostu uważa feministki za istoty więcej niż przerażające.
  • Zdarza mu się czasem pooglądać telewizję; upodobał sobie zwłaszcza lecące na Comedy Central stare komedie. Zdecydowanie jednak bardziej od telewizji woli książki, zwłaszcza przygodowe i romanse z okolic lat 70-tych XX wieku.
  • Chociaż większość z nich zna już na pamięć, wciąż sięga po klasyki takie jak "Romeo i Julia", "Cierpienia Młodego Wertera" czy też "Nowa Heloiza". Ostatnio zajął się kolekcjonowaniem ich różnych wydań.
  • Chociaż większość wampirów z zasady unika kościołów jak ognia, Veith jest jednym z tych wierzących i praktykujących wybryków natury, którym rzadko kiedy zdarza się opuścić niedzielną mszę. Jest wyznania rzymskokatolickiego.
  • Ma zaawansowaną kinetozę i każdą jazdę pociągiem, samolotem, statkiem czy innym autobusem przypłaca kilkugodzinnymi mdłościami, zawrotami głowy i ogólnym osłabieniem. Najgorzej sprawy mają się z karuzelami większymi od tych konikowych; po pięciu minutach jazdy Veith zwykle wygląda zupełnie tak, jakby miał zaraz wyzionąć ducha. Co najdziwniejsze, w samochodzie zwykle czuje się świetnie.
  • Posiada prawo jazdy. Jest jednak niedzielnym kierowcą, w dodatku zawalidrogą; boi się rozwijać prędkości większe niż 60 km/h i robi to tylko w ostateczności.
Login/email: Katiś1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz