Wincenty z pewnym zdziwieniem przyjął fakt, że białowłosy żongler z taką łatwością za nim nadążał, a w pewnym momencie nawet wysunął się na prowadzenie. Człowiek z pewnością nie byłby w stanie tego dokonać - chyba że byłby sprinterem pierwszej próby, no ale chłopak z pewnością na takiego nie wyglądał, więc ghul odrzucił tę możliwość, nim zdążyła zadomowić się w jego głowie.
Pozostawało tylko jedno wytłumaczenie: to nie był człowiek. Ghul zresztą też nie, Gauthier poznałby przecież pobratymca. A z racji tego, że nieprzemieniony wilkołak nie mógł się pochwalić aż taką sprawnością, drogą eliminacji mężczyzna doszedł do wniosku, że jego chwilowy towarzysz musi być wampirem.
Właściwie powinienem domyślić się od razu, uznał z właściwym sobie brakiem jakiegokolwiek przejęcia, zerkając na niego kątem oka. Ta bladość i czerwone oczy jednak do czegoś zobowiązują. I te nici...
No cóż, musiał przyznać, że zaczynało robić się ciekawie - znacznie bardziej, niż się spodziewał. W końcu nieczęsto można natknąć się na wampira w środku dnia, w dodatku żonglującego kolorowymi piłeczkami.
Mimo wszystko zanotował sobie w pamięci, by zachować najwyższą ostrożność - przecież wampir to wampir. Nie dość, że nieprzewidywalny i kapryśny, to jeszcze przy starszych osobnikach nawet wyjątkowo silne ghule - do których Wincenty zdecydowanie się nie zaliczał, kwalifikując się bardziej do czołówki grupy obejmującej te najsłabsze osobniki - wypadały nie lepiej niż dzieci. W dodatku Gauthier tak właściwie nie miał pojęcia, jak określić wiek wampira - ten prawdziwy znaczy się, bo fakt, że białowłosy wygląda na plus minus osiemnaście kompletnie nic nie znaczył.
Wincenty odsunął przemyślenia na bok, by skupić się na pościgu - i właśnie wtedy usłyszał pytanie. Tym razem spojrzał na żonglera otwarcie, nieco zbity z tropu. Na jego lekki uśmiech odpowiedział kamienną twarzą.
- Nie - odparł krótko, ponownie zwracając wzrok przed siebie, by przypadkiem się o coś nie potknąć. Chciał w końcu dorwać Karlssona, który chyba zorientował się, że jeden ze ścigających to wysłannik Badajoza, bo, nie bacząc na przechodniów i auta, gnał jakby goniła go sama śmierć.
Na twarzy Wincenta zaigrał lekki uśmiech. No cóż, właściwie istotnie tak było.
- Nic mi nie zabrał - mruknął między oddechami Gauthier po dłuższej chwili, uznając, że może wypadałoby jednak udzielić jakiejś bardziej wyczerpującej odpowiedzi na pytanie wampira. W końcu lepiej dmuchać na zimne, prawda? - Po prostu zamierzam go zabić.
<Rei? Masz już te argumenty? ;D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz