Wincenty nigdy jakoś szczególnie nie przepadał za zleceniami tego typu. Coś tak nudnego jak polowanie na podrzędnego dilera, który zwyczajnie zbyt wiele razy zawiódł zaufanie swych przełożonych, było robotą godną zwykłego amatora, no, względem kogoś, komu bardzo brakuje pieniędzy. A Wincenty nie należał ani do pierwszych, ani tym bardziej do drugich.
No ale cóż, takim klientom jak Badajoz się przecież nie odmawia, zwłaszcza gdy za prostą rzecz z dobroci serca oferują dwa razy więcej, niż powinni.
Ghul podążał więc za swoją niewartą uwagi ofiarą już niemal godzinę, czekając na dogodny moment, by zaatakować. Szedł niespiesznym spacerkiem, bo i nie widział powodu do pośpiechu - nie wymagano od niego, by ten człowiek - niejaki Elijas Karlsson - miał zginąć w określonym terminie, tak więc stwierdził, że nie zaszkodzi, jeśli się najpierw przejdzie - zwłaszcza że Karlsson był na tyle durny, by za cel swojej przechadzki obrać sobie park. Dzięki wyczulonemu węchowi mógł zachowywać dystans wystarczający, by nie denerwować niepotrzebnie Elijasa.
Wincenty właśnie próbował zmniejszyć nieco dystans, korzystając z zamieszania, które panowało na skwerze nieopodal placu zabaw, który grupa różnej maści ulicznych artystów uznała za świetne miejsce do występowania, gdy jego ofiara uznała najwyraźniej, że taki parkowy cyrk to świetne miejsce na zarobek. Albo po prostu nagle odczuł znaczne braki adrenaliny we krwi.
W każdym razie Gauthiera dzieliła już od niego odległość wyciągniętej ręki, gdy Elijas niespodziewanie wykonał gwałtowny ruch i pchnął młodego żonglera, skutecznie zbijając go z nóg. Piłki poleciały na różne strony, a zdziwiony Wincenty zachwiał się i z trudem zdołał utrzymać na nogach, gdy chłopak uderzył w niego z impetem, uczepiając się jego ramienia, by również nie wylądować na ziemi. Cel ghula natomiast chwycił torbę żonglera i pognał przed siebie ile sił w nogach.
Wincenty patrzył za nim przez chwilę, czując, jak pierwotny instynkt, który posiadają chyba wszystkie drapieżniki świata, pcha go do przodu, wrzeszcząc dziko z podniecenia. Tak było zawsze; coś uciekało, więc powinien gonić.
Zwłaszcza że to naprawdę była jego ofiara.
- Trzeba go schwytać - oznajmił żonglerowi, zupełnie jakby ten sam nie był w stanie zauważyć, że trzeba - nawet jeśli to jego trzeba było spowodowane czymś innym. Niemal w tym samym momencie rzucili się w pogoń za złodziejem.
<Rei? Ja to chyba współczuję temu dilerowi, gorzej trafić nie mógł. ;D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz