- Sophie, śpisz? - usłyszałam nad moją głową. Niechętnie otworzyłam oczy
i przeciągnęłam się. Smutno spojrzałam na otoczenie. Byłam w tym samym
miejscu co wczoraj, w tym paskudnym szpitalu. A najgorsze było to, że
nie mogłam się ruszyć. Moja noga leżała zabandażowana na szpitalnym
łóżku, a ja byłam zdana na łaskę Rosie, mojej koleżanki, która zgodziła
się przy mnie zostać.
- Tak, śpię... - mruknęłam i bezskutecznie próbowałam przewrócić się na plecy.
Dzięki temu, że Rose obudziła mnie, byłam w paskudnym nastroju.
- Sophie, musisz wreszcie coś zjeść! Obudź się - zaczęła kolejną
pogadankę na temat odżywiania. Sama jadła bardzo dużo i oczekiwała, że
ja też będę.
- Nie jestem głodna - burknęłam i na wszelki wypadek zakryłam głowę
poduszką, widząc że Rosie siada na krześle obok mnie. Ma totalnego fioła
na punkcie wampirów i ciągle o nich gada...
- A wiesz, Sophie, że wampirom wszystko zrasta się o wiele, wiele
szybciej niż ludziom? - spytała koleżanka oglądając moją nogę. Odrobinę
zaciekawił mnie ten fakt, lecz nie miałam zamiaru dać za wygraną.
- Rose, wampiry NIE ISTNIEJĄ! - odpowiedziałam zniecierpliwiona. Ona nic
sobie nie robiła z tego, że tak twierdziłam, więc i tym razem nie
zwróciła uwagi na to, że udaję, że śpię i gadała dalej. Jakiś czas potem
rzeczywiście zasnęłam, prawdopodobnie z nudów. Obudziła mnie znów Rose.
- Sophie, doktor zaraz przyjdzie - poinformowała mnie. Niechętnie
otworzyłam oczy i, jak za każdym razem, stwierdziłam, że nadal leżę w
szpitalu. Doktor Rodriguez pojawił się po jakimś czasie z butelką w
ręce.
(Abran?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz