wtorek, 30 sierpnia 2016

od Reia

Alarm rozległ się głośno po ciemnym pokoju. Nie mając siły podnieść głowy, zacząłem szukać obiektu hałasu dłonią, ale był za daleko. Z zmęczeniem podniosłem się z twardego łóżka, przetarłem zaspane oczy i spojrzałem na budzik. Siódma. Jak dla mnie taka godzina to było o wiele za wcześnie, ale miejsce w parku wraz z przechodniami, którzy niedługo maja zostać tłumem widowni czeka. Podniosłem krzyczące urządzenie i rzuciłem je z impetem o szarą ścianę. Nareszcie ucichło. Leniwie podniosłem się z łóżka i powędrowałem do łazienki wziąć szybki, zimny prysznic. Ubrałem swoje codzienne ubranie: pognieciona biała koszula, spodnie no i oczywiście kapcie. Narzuciłem torbę na plecy i złapałem za słodką bułkę, która leżała na stole obok nienaruszonego mleka, które miałem zamiar wcześniej wypić. Nie przejmując się czymś takim jak zamknięciem drzwi, wyszedłem na zabrudzony chodnik pełny ludzi, pomimo dość wczesnej godziny. Spojrzałem w górę na jeszcze szare, również zaspane jak ja niebo, a później na jeszcze bardziej zaspanych ludzi, którzy albo szli w pośpiechu do pracy z kawą i telefonem w ręku, albo tych porannych ptaszków, którzy wyszli nacieszyć się 'świeżym powietrzem'. No i oczywiście korki, jakby tu przejść przez ulice, żeby nie być potrąconym lub nieżywym. W najlepszym przypadku okradzionym. Przystanąłem przy przystanku autobusowym. Może jakbym miał chociaż dobrą książkę do poczytania, czy chociażby zwykłą krzyżówkę, która zajęłaby mnie chociaż za dziesięć minut, powiedział bym, że lubię sobie takie stanie. Czasami tylko mam jakąś małą pogawędkę z jakąś staruszką lub straszenia małego dziecka, którego rodzic jest zbyt zajęty, albo zwrócić mi jakąkolwiek uwagę. Muszę się przyznać, że uważam to za zabawne. Postałem sobie tak z dziesięć minut kiedy wreszcie nadjechała duża puszka napchana ludźmi. Skoczyłem do środka, od razu zwracając się do kierowcy.
-Centrum. - powiedziałem podając mu pieniądze. Łysy mężczyzna nie wyglądał na zadowolonego swoją pracą, co nie zmieniało faktu, że się uśmiechałem. Odbierając bilet skierowałem się na sam koniec, ledwie przeciskając się przez tłum. Widząc, że nie ma żadnego miejsca, westchnąłem cicho. Uważając, żeby nie skończyć pod pachą żadnego jegomościa, zacząłem nucić melodię, którą usłyszenia sam nie pamiętam. Nie mając niczego do roboty, przyglądałem się ludziom wychodzącym i wchodzącym do autobusu. Kiedy nareszcie nadeszła pora na mnie, z radością opuściłem pokład, ruszając w kierunku parku. Nie zajęło to długo, miejsce było duże i było w samym środku wszystkiego. Piękne zielone drzewa, świeżo ścięta trawa i oczywiście zapełniony różnymi stoiskami i cudakami, którzy chcieli coś zarobić. Oczywiście jestem jednym z nich. Kiedy znalazłem swoje codzienne miejsce, położyłem torbę na ziemię, lekko masując ramię, na którym wisiała. Przykucnąłem i wyciągnąłem parę kolorowych piłek. Z pełnymi rękoma odszedłem parę kroków i położyłem na chodniku stary kapelusz na jakieś grosze. Miałem zamiar zacząć swój pokaz, ale nagle zostałem popchnięty przez jakąś siłę na ziemię.

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz