Imię: Darcy Scott
Nazwisko: McDermott
Pseudonim/Przezwisko: Scotty
Wiek: 39 lat
Data urodzenia: 2 marca 1977
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Wilkołak
Pochodzenie: Chwilog, Walia
Status społeczny: Informatyk CIA (konkretnie szanowany specjalista i szef działu zajmującego się tworzeniem i pokonywaniem elektronicznych zabezpieczeń oraz dokonywaniem i przeciwdziałaniem włamom)
Rodzina:
Nazwisko: McDermott
Pseudonim/Przezwisko: Scotty
Wiek: 39 lat
Data urodzenia: 2 marca 1977
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Wilkołak
Pochodzenie: Chwilog, Walia
Status społeczny: Informatyk CIA (konkretnie szanowany specjalista i szef działu zajmującego się tworzeniem i pokonywaniem elektronicznych zabezpieczeń oraz dokonywaniem i przeciwdziałaniem włamom)
Rodzina:
- Edwyn McDermott - ojciec, alkoholik i tyran, właściciel warsztatu samochodowego; zmarły w styczniu 2004
- Evanna McDermott - matka, przemiła starsza pani z niską emeryturą, aktywnie wspierana finansowo przez syna i podsyłająca mu gryzące swetry praktycznie co miesiąc; 61 lat
- Gwendolyn McDermott - młodsza siostra, skrajnie homofobiczna sekretarka australijskiego biura podróży, nieodzywająca się do brata od kiedy ujawnił się ze swoją orientacją seksualną; 37 lat
Partner: Brak
Charakter: Cierpi na chroniczny brak pewności siebie i w ogóle nie potrafi być stanowczy wobec innych - chyba tylko dlatego wciąż jeszcze nie dostał posady zastępcy szefa całego wydziału informatyczno-technicznego, i pewnie już nie dostanie, chyba że jakimś cudem nagle znajdzie w sobie nieograniczone pokłady zdolności ustawiania niesfornych agentów do pionu jednym groźnym spojrzeniem. Jedyną osobą, wobec której potrafi być nieustępliwy i zaskakująco ostry, jest on sam; wymaga od siebie za dużo i wręcz lubi myśleć o sobie jako o życiowym nieudaczniku, który osiągnął już szczyt swojej kariery i chyba najwyższy czas zacząć powoli staczać się w dół po równi pochyłej. Czuje się trochę jakby tylko niepotrzebnie zajmował miejsce i do niczego się nie przydawał, bo wokół jest naprawdę od groma młodszych i zdolniejszych kandydatów, więc to tylko kwestia czasu aż ktoś zauważy, że i jego da się wymienić na nowszy model. Bardzo źle znosi jakąkolwiek krytykę i ma tendencje do obwiniania się o całe zło tego świata, a do tego ma okropnie słabą psychikę - robi mu się niedobrze na widok krwi i nieraz zasłabł już przy szczepieniu, ciężko więc byłoby wymagać od niego strzelania do ludzi, bo najprawdopodobniej nie potrafiłby nawet utrzymać w dłoniach pistoletu. Widzi coraz mniej sensu w swoim własnym życiu, a już szczególnie że co noc trzęsie się ze strachu przed przemianą i niebezpieczeństwem, jakie stanowi dla bezbronnych ludzi, ale wrodzona wstydliwość i natura skrajnego introwertyka nie pozwalają mu do kogokolwiek z tym pójść, woli więc ukrywać własne problemy pod maską uroczo uśmiechniętego, ale nieśmiałego mężczyzny, którego zawsze peszy każde okazywane mu przez większą grupę osób zainteresowanie. Jest w końcu nerdem, i jako taki spędza zdecydowaną większość swej egzystencji odgrodzony od świata elektroniką, schowany za bezpiecznym ekranem komputera - nie potrafi nawiązywać znajomości i nie czuje się silny w prowadzeniu konwersacji na tematy inne niż te związane ściśle z jego pracą, ale przecież mało kto zrozumiałby jego technologiczny bełkot, więc siłą rzeczy rzadko kiedy ma kogoś, z kim mógłby i naprawdę chciałby prowadzić konwersację, taką na poziomie i nieskupiającą się wokół "dziś rano znowu padało, myślisz że do popołudnia się rozjaśni?". Już dawno temu wycofał się ze społeczeństwa i został pełnoprawnym introwertykiem-indywidualistą, który najlepiej czuje się we własnym towarzystwie i świetnie radzi sobie samemu, bo więzy międzyludzkie to tylko pozostałość ewolucyjna, więc komu niby miałoby to być do czegokolwiek potrzebne? Scotty ma swoje gry, swoje seriale, swoje komputery i swoją niebywałą zdolność wydajnego pracowania w najgorszym hałasie, i jak najbardziej mu to wystarcza, nawet jeśli nie chce przyznać głośno że bierze morderczą ilość nadgodzin tylko dlatego, że boi się przebywać sam na sam ze swoimi myślami nieograniczonymi pracą. Wykształcił w sobie kwitnący pracoholizm tylko z tego właśnie strachu przed samotnością, co jest jednak nieco paradoksalne biorąc pod uwagę fakt, że w tym samym czasie jest z niego najprawdziwszy rasowy aspołecznik. Uwielbia skupiać się na swojej robocie i działa wtedy jak maszyna, wydajnie, szybko, całkowicie zapominając o tak przyziemnych sprawach jak konieczność dostarczania organizmowi węglowodanów, bo kiedy zagłębi się w piękne kody i zabezpieczenia elektroniczne świat poza jego przytulnym stanowiskiem pracy równie dobrze mógłby nie istnieć; gdyby nie nieco przytomniejsi koledzy i firmowy monitoring, pewnie do dziś byłby święcie przekonany, że kubek ze Spockiem stojący na jego biurku sam z siebie napełnia się gorącą kawą, a kanapki z sałatą i pomidorem przynoszone są przez uczynne małe wróżki. W biurze jest doceniany, a szefostwo co i rusz zapewnia, że widzi, jak ciężko pracuje, że wszyscy uważają go za autorytet w sprawach hakerstwa, nikt jednak nie dostrzega, że ten nieco ciapowaty, ale diabelnie inteligentny facet ma tak wielkie problemy z samooceną, że niedługo go przygniotą. Nikt nie jest niezastąpiony i już wkrótce na jego miejsce wskoczy ktoś inteligentniejszy i bardziej wydajny, ktoś mniej pesymistyczny i lepszy we wszystkim. Może na to nie wygląda, bo kiedy chce, potrafi zacisnąć zęby i naprawdę świetnie prowadzić agentów przez brudne uliczki brazylijskich przedmieść, ale czasem trochę dramatyzuje i miewa niespodziewane ataki paniki, wyskakujące jak diabełek z pudełka bez jakiegoś wybitnego powodu. Może na to nie wygląda, ale ma depresję tak głęboką, że za chwilę nawet najlepszy psycholog nie zdoła go z niej wyciągnąć. Może na to nie wygląda, ale za bardzo przejmuje się swoim wyglądem i tym, że nie ma czasu by zadbać o te przekrwione oczy, wieczny chaos we włosach i wyschniętą na wiór skórę. Może na to nie wygląda, ale za każdym razem gdy wraca do domu - kiedy już znajdzie się ktoś na tyle ogarnięty, żeby zmusić go do wyjścia z biura i przespania się parę godzin w ciepłym łóżku, otumaniając się uprzednio proszkami nasennymi żeby przypadkiem nie wypaść na ulicę w swojej włochatej formie i nie zacząć gonić pierwszego lepszego samochodu - nawiedzają go myśli tak ponure, że jedyne, co potrafi ze sobą zrobić, to wcisnąć się w kąt kanapy i siłą wepchnąć w siebie kubek zalanego gorącą wodą paskudnego makaronu z proszku, usiłując nie zerkać na schowany na regale pistolet i nie wyobrażać sobie chłodu metalowej lufy przytkniętej do własnej skroni.
Aparycja: Nie potrafi o siebie dbać. Wygląda dobrze tylko kiedy recepcjonistki dopadną go podczas przerwy na lunch i pod groźbą znokautowania klawiaturą zmuszą do przyklepania trochę tego wszechobecnego chaosu, którym Darcy na co dzień dosłownie emanuje. Wbrew wszystkiemu przejmuje się tym, jak wygląda, ale najzwyczajniej w świecie nie ma czasu ani energii żeby coś ze sobą zrobić. Jest mężczyzną dość drobnym, o szczupłej budowie ciała, mierzącym 173 centymetry wzrostu i ważącym parę kilogramów mniej niż powinien ważyć przeciętny facet w jego wieku i jego postury. Ma specyficzny typ urody, bladą cerę, ostre rysy twarzy i wąskie brwi, oczy w tak ciemnym odcieniu brązu, że z większej odległości trudno określić, gdzie kończy się źrenica i zaczyna tęczówka, wiecznie podkrążone, zmęczone, przekrwione od długiego wpatrywania się w ekran komputera i małej ilości snu; włosy czarne i wiecznie rozczochrane, delikatny zarost. Widać, że ma też kurze łapki, szczególnie kiedy się uśmiecha, i chyba jeszcze tylko cudem nie zaczął siwieć ze stresu, na który wiecznie jest narażony.
Charakter: Cierpi na chroniczny brak pewności siebie i w ogóle nie potrafi być stanowczy wobec innych - chyba tylko dlatego wciąż jeszcze nie dostał posady zastępcy szefa całego wydziału informatyczno-technicznego, i pewnie już nie dostanie, chyba że jakimś cudem nagle znajdzie w sobie nieograniczone pokłady zdolności ustawiania niesfornych agentów do pionu jednym groźnym spojrzeniem. Jedyną osobą, wobec której potrafi być nieustępliwy i zaskakująco ostry, jest on sam; wymaga od siebie za dużo i wręcz lubi myśleć o sobie jako o życiowym nieudaczniku, który osiągnął już szczyt swojej kariery i chyba najwyższy czas zacząć powoli staczać się w dół po równi pochyłej. Czuje się trochę jakby tylko niepotrzebnie zajmował miejsce i do niczego się nie przydawał, bo wokół jest naprawdę od groma młodszych i zdolniejszych kandydatów, więc to tylko kwestia czasu aż ktoś zauważy, że i jego da się wymienić na nowszy model. Bardzo źle znosi jakąkolwiek krytykę i ma tendencje do obwiniania się o całe zło tego świata, a do tego ma okropnie słabą psychikę - robi mu się niedobrze na widok krwi i nieraz zasłabł już przy szczepieniu, ciężko więc byłoby wymagać od niego strzelania do ludzi, bo najprawdopodobniej nie potrafiłby nawet utrzymać w dłoniach pistoletu. Widzi coraz mniej sensu w swoim własnym życiu, a już szczególnie że co noc trzęsie się ze strachu przed przemianą i niebezpieczeństwem, jakie stanowi dla bezbronnych ludzi, ale wrodzona wstydliwość i natura skrajnego introwertyka nie pozwalają mu do kogokolwiek z tym pójść, woli więc ukrywać własne problemy pod maską uroczo uśmiechniętego, ale nieśmiałego mężczyzny, którego zawsze peszy każde okazywane mu przez większą grupę osób zainteresowanie. Jest w końcu nerdem, i jako taki spędza zdecydowaną większość swej egzystencji odgrodzony od świata elektroniką, schowany za bezpiecznym ekranem komputera - nie potrafi nawiązywać znajomości i nie czuje się silny w prowadzeniu konwersacji na tematy inne niż te związane ściśle z jego pracą, ale przecież mało kto zrozumiałby jego technologiczny bełkot, więc siłą rzeczy rzadko kiedy ma kogoś, z kim mógłby i naprawdę chciałby prowadzić konwersację, taką na poziomie i nieskupiającą się wokół "dziś rano znowu padało, myślisz że do popołudnia się rozjaśni?". Już dawno temu wycofał się ze społeczeństwa i został pełnoprawnym introwertykiem-indywidualistą, który najlepiej czuje się we własnym towarzystwie i świetnie radzi sobie samemu, bo więzy międzyludzkie to tylko pozostałość ewolucyjna, więc komu niby miałoby to być do czegokolwiek potrzebne? Scotty ma swoje gry, swoje seriale, swoje komputery i swoją niebywałą zdolność wydajnego pracowania w najgorszym hałasie, i jak najbardziej mu to wystarcza, nawet jeśli nie chce przyznać głośno że bierze morderczą ilość nadgodzin tylko dlatego, że boi się przebywać sam na sam ze swoimi myślami nieograniczonymi pracą. Wykształcił w sobie kwitnący pracoholizm tylko z tego właśnie strachu przed samotnością, co jest jednak nieco paradoksalne biorąc pod uwagę fakt, że w tym samym czasie jest z niego najprawdziwszy rasowy aspołecznik. Uwielbia skupiać się na swojej robocie i działa wtedy jak maszyna, wydajnie, szybko, całkowicie zapominając o tak przyziemnych sprawach jak konieczność dostarczania organizmowi węglowodanów, bo kiedy zagłębi się w piękne kody i zabezpieczenia elektroniczne świat poza jego przytulnym stanowiskiem pracy równie dobrze mógłby nie istnieć; gdyby nie nieco przytomniejsi koledzy i firmowy monitoring, pewnie do dziś byłby święcie przekonany, że kubek ze Spockiem stojący na jego biurku sam z siebie napełnia się gorącą kawą, a kanapki z sałatą i pomidorem przynoszone są przez uczynne małe wróżki. W biurze jest doceniany, a szefostwo co i rusz zapewnia, że widzi, jak ciężko pracuje, że wszyscy uważają go za autorytet w sprawach hakerstwa, nikt jednak nie dostrzega, że ten nieco ciapowaty, ale diabelnie inteligentny facet ma tak wielkie problemy z samooceną, że niedługo go przygniotą. Nikt nie jest niezastąpiony i już wkrótce na jego miejsce wskoczy ktoś inteligentniejszy i bardziej wydajny, ktoś mniej pesymistyczny i lepszy we wszystkim. Może na to nie wygląda, bo kiedy chce, potrafi zacisnąć zęby i naprawdę świetnie prowadzić agentów przez brudne uliczki brazylijskich przedmieść, ale czasem trochę dramatyzuje i miewa niespodziewane ataki paniki, wyskakujące jak diabełek z pudełka bez jakiegoś wybitnego powodu. Może na to nie wygląda, ale ma depresję tak głęboką, że za chwilę nawet najlepszy psycholog nie zdoła go z niej wyciągnąć. Może na to nie wygląda, ale za bardzo przejmuje się swoim wyglądem i tym, że nie ma czasu by zadbać o te przekrwione oczy, wieczny chaos we włosach i wyschniętą na wiór skórę. Może na to nie wygląda, ale za każdym razem gdy wraca do domu - kiedy już znajdzie się ktoś na tyle ogarnięty, żeby zmusić go do wyjścia z biura i przespania się parę godzin w ciepłym łóżku, otumaniając się uprzednio proszkami nasennymi żeby przypadkiem nie wypaść na ulicę w swojej włochatej formie i nie zacząć gonić pierwszego lepszego samochodu - nawiedzają go myśli tak ponure, że jedyne, co potrafi ze sobą zrobić, to wcisnąć się w kąt kanapy i siłą wepchnąć w siebie kubek zalanego gorącą wodą paskudnego makaronu z proszku, usiłując nie zerkać na schowany na regale pistolet i nie wyobrażać sobie chłodu metalowej lufy przytkniętej do własnej skroni.
Aparycja: Nie potrafi o siebie dbać. Wygląda dobrze tylko kiedy recepcjonistki dopadną go podczas przerwy na lunch i pod groźbą znokautowania klawiaturą zmuszą do przyklepania trochę tego wszechobecnego chaosu, którym Darcy na co dzień dosłownie emanuje. Wbrew wszystkiemu przejmuje się tym, jak wygląda, ale najzwyczajniej w świecie nie ma czasu ani energii żeby coś ze sobą zrobić. Jest mężczyzną dość drobnym, o szczupłej budowie ciała, mierzącym 173 centymetry wzrostu i ważącym parę kilogramów mniej niż powinien ważyć przeciętny facet w jego wieku i jego postury. Ma specyficzny typ urody, bladą cerę, ostre rysy twarzy i wąskie brwi, oczy w tak ciemnym odcieniu brązu, że z większej odległości trudno określić, gdzie kończy się źrenica i zaczyna tęczówka, wiecznie podkrążone, zmęczone, przekrwione od długiego wpatrywania się w ekran komputera i małej ilości snu; włosy czarne i wiecznie rozczochrane, delikatny zarost. Widać, że ma też kurze łapki, szczególnie kiedy się uśmiecha, i chyba jeszcze tylko cudem nie zaczął siwieć ze stresu, na który wiecznie jest narażony.
Historia: Wcale nie został nazwany żeńskim imieniem i zawsze irytował
się gdy ktoś twierdził, że tak się właśnie stało - irytował na swój
cichy, wewnętrzny sposób, ujawniający się jedynie delikatnym
zmarszczeniem brwi i napięciem mięśni chudych dziecięcych ramionek.
Pochodzi z patologicznej (dysfunkcyjnej?) rodziny, i być może właśnie to
w dużej mierze zaważyło na jego charakterze - ojciec alkoholik nieraz
zlał pasem jego i jego matkę, nic więc dziwnego, że chłopiec szybko
nauczył się schodzić z drogi dosłownie każdemu. Od zawsze był dzieckiem
cichym i spokojnym, lubił się uczyć, nie przepadał za to za spędami
towarzyskimi, bo najlepiej czuł się w swoim własnym towarzystwie,
siedząc z nosem w książce gdzieś, gdzie nikt nie miał szansy go
niepokoić. Skończył szkołę podstawową, gimnazjum i liceum w swojej
rodzinnej Walii, a wkrótce po uzyskaniu wyników egzaminów (i
przeskoczeniu paru klas) złożył podanie na Massachusetts Institute of
Technology, gdzie w rekordowo szybkim czasie otrzymał tytuł profesora. Z
referencjami od najlepszych wykładowców w Stanach mógł dostać się
dosłownie wszędzie, ale i tak został hakerem. I to jednym z lepszych,
tym, z którym rząd USA użerał się przez prawie osiem lat. Osiem długich
lat Darcy wodził za nos agentów i wyprowadzał w pole najlepszych
amerykańskich informatyków, zarabiając przy tym całkiem nieźle na dość
nielegalnych zleceniach. I naprawdę ciężko było go podejrzewać o coś
takiego - nie wygląda nawet na kogoś, kto potrafi poradzić sobie z
zawiązaniem sznurówek, a co dopiero z dokonaniem włamu do Pentagonu. Ale
jak to przeważnie bywa w życiu, w końcu i jemu powinęła się noga. Miał
cholerne szczęście, że nie trafił do więzienia na resztę życia, bo ktoś u
władzy miał jednak trochę oleju w głowie; zamiast kajdanek i
jaskrawopomarańczowego więziennego stroju zaproponowano mu pracę w CIA i
całkowite wyczyszczenie akt. Tylko głupi by się nie zgodził. I
właściwie wszystko było już całkiem w porządku, bo nagle ktoś zaczął go
doceniać, nagle zaczął być autorytetem, nagle wszyscy zaczęli pytać go o
zdanie, radę lub pomoc. Szybko awansował, ale, jak to powiedział kiedyś
ktoś mądry, z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Nie trzeba
było długo czekać, by Darcy zaczął popadać w depresję, i jeszcze
krócej, by nauczył się ukrywać ją przed światem pod miłym uśmiechem i
pracoholizmem. Wzbudzał niepokój współpracowników, ale wciąż był wydajny
i dobry w tym, co robił, więc nikt nie narzekał. Nikt nie skomentował
także faktu, że trzydziestoczteroletni wtedy Walijczyk w październiku
nagle wziął trzy dni chorobowego. Pełnia Niebieskiego Księżyca, która
miała miejsce kilka miesięcy wcześniej, zostawiła go skołowanego i
niezbyt dotkliwie pogryzionego przez stworzenie, które wyglądem
przypominało ogromnego wilka o krótkim pysku, poruszającego się na
tylnych łapach. Nie poszedł wtedy do lekarza. Nie powiedział nikomu z
pracy. Zachował to dla siebie, tak samo jak zachował dla siebie pierwszą
przemianę, która nastąpiła dokładnie dziewiętnaście tygodni później.
Obudził się wtedy w parku, w poszarpanych ubraniach, przerażony,
zmarznięty i podrapany, w panice wrócił do domu i zamknął drzwi na
klucz, a trzy dni wolnego, którego nigdy wcześniej nie zdarzało mu się
brać, spędził na kanapie w salonie, zawinięty w koc jak smutny naleśnik,
zaśmiecając historię laptopa laptopami o możliwych sposobach
uśmiercenia wilkołaka. Pięć lat minęło już od tamtej nocy, a on wciąż
nie nauczył się do końca panować nad sobą w czasie przemian i ani trochę
nie wyzbył się obrzydzenia do samego siebie oraz strachu, że którejś
nocy zrobi krzywdę jakiemuś bezbronnemu człowiekowi, który miał to
nieszczęście i akurat przechodził opodal. Och, Darcy, ty piękna
katastrofo.
Inne:
Inne:
- Ma ogromne problemy ze snem; na siłę utrzymuje się w pionie litrami kawy i potrafi nie spać przez trzy dni z rzędu, wymigując się obowiązkami, a kiedy przychodzi już czas na odpoczynek, i tak nie może zasnąć. Przez większość nocy szprycuje się proszkami nasennymi żeby pozwolić organizmowi odpocząć chociażby dzięki tym kilku godzinom niespokojnego snu i choć częściowo zablokować swoją wilczą naturę.
- Jest dość nerwowy i łatwo go przestraszyć. Darcy bardzo nie lubi być straszony, nie przepada też za nieznanymi, ciemnymi pomieszczeniami, i nigdy, przenigdy nie ogląda horrorów. Ma już wystarczające problemy ze snem, niepotrzebne mu do tego krwawe koszmary i nocne schizy.
- Wiecznie marzną mu stopy i po swojej ciasnej kawalerce jest w stanie chodzić tylko i wyłącznie w grubych wełnianych skarpetach jeśli nie chce obudzić się następnego dnia z katarem i okropnym bólem gardła.
- Nie pije, nie pali, nie jest uzależniony od seksu ani żadnych używek poza kawą, pracą i laptopem. W okresie największej aktywności klubowej co prawda regularnie przyjmował dożylnie heroinę, ale jest to już zamknięty rozdział w jego życiu, a fakt, że od czasu do czasu zdarza mu się zatęsknić za zapomnieniem zapewnianym przez narkotyk wcale nie oznacza, że wciąż jest uzależniony.
- To typ spokojnego domatora z chorobą lokomocyjną (uczulony przede wszystkim na samoloty - nawet nie zbliży się do lotniska bez wpakowania w siebie tony Xanaxu i Diazepamu), więc rzadko kiedy zdarza mu się wyjeżdżać z miasta. Właściwie w ogóle rzadko zbacza z utartej trasy na linii dom-praca-dom.
- Jego przezwisko pochodzi, wbrew wszelkim domysłom, nie od postaci ze Star Treka, ale od drugiego imienia mężczyzny, którym przedstawiał się kiedy zaczynał pracę w CIA.
- Cierpi na głęboką depresję i coraz częściej nachodzą go myśli samobójcze, ale potrafi świetnie maskować to obrazem spokojnego, uległego informatyka, więc nikt nigdy nawet nie pomyślał o wysłaniu go do psychologa.
- Wydaje się być tym bardzo zawstydzony kiedy ktokolwiek (nawet on sam) o tym wspomina, ale jest homoseksualistą.
- Jego wilkołacza sierść jest kruczoczarna, a oczy podczas przemiany nie zmieniają koloru.
- Ciągle gubi klucze, dlatego zapasowa para od kilku lat spoczywa w szufladzie u sąsiadki.
- Ma niedowagę - nic poważnego, właściwie nawet niespecjalnie to widać, po prostu je trochę zbyt mało i zbyt rzadko.
- Nie przepada za jakimikolwiek sportami: nie potrafi jeździć konno, beznadziejnie idzie mu jakakolwiek próba uprawiania sztuk walki, pływa tylko krzywym pieskiem, a kondycję ma tak okropną, że po wejściu na czwarte piętro brzmi jakby właśnie dostał ataku astmy.
- Gdyby utrzymywał kontakt z siostrą, zapewne przy każdym spotkaniu słyszałby, że ubiera się jak "bezdomny narkoman". Coś w tym właściwie jest, biorąc pod uwagę fakt, że koszulę i krawat założył może ze trzy razy w życiu, nie potrafi prasować, a nowe trampki kupował jakieś cztery lata temu.
- Bywa wyjątkowo uczuciowy i emocjonalny; bardzo szybko się na przykład przywiązuje i jeszcze szybciej zakochuje, jednak obiekty jego westchnień musiałyby być wyjątkowo wyczulone na tym punkcie by w ogóle cokolwiek zauważyć. To wstydliwy facet i rzadko kiedy zbiera w sobie wystarczająco dużo odwagi by zacząć rozmowę z którymś ze swoich crushów. Woli obserwować z odległości i czekać, aż zauroczenie samo przejdzie. Nie wierzy także, by ktokolwiek mógłby być zainteresowany tak żałosnym, niezadbanym stworzeniem jak on.
- Uwielbia być drapany za uchem lub tak po prostu głaskany po głowie. Uspokaja go to jak nic innego i sprawia, że niemal od razu robi się senny.
- Jest dumnym nerdem; na pamięć zna wszystkie odcinki Star Treka, ma całą kolekcję pierwszych komiksów Marvela, wydaje fortunę na nowe wydania wszystkich swoich ulubionych gier na PC, jego sypialnia jest dosłownie obwieszona najróżniejszej maści gadżetami z książek, filmów i seriali, nad łóżkiem powiesił ogromny plakat TARDIS, a zdjęcie z Leonardem Nimoy'em zajmuje honorowe miejsce na jego biurku w pracy. Po co komu dorosłość.
Login/email: frania099 / frania099@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz